Sejsmolog Anna Kaiser powiedziała w radiu, że w regionie North Canterbury na Wyspie Południowej odnotowano sygnał o wzroście poziomu morza o około metr. - To znaczący wzrost, więc nie można tego ignorować - podkreśliła.
Wcześniej nowozelandzka obrona cywilna ostrzegała przed wystąpieniem niszczycielskich fal wzdłuż całego wschodniego wybrzeża Nowej Zelandii i apelowała do mieszkańców niżej położonych obszarów, by ewakuowali się i udali na wyższe tereny. Informowano, że pierwsza fala tsunami może być niewielka, ale zastrzeżono, że zagrożenie tsunami może utrzymywać się przez wiele godzin.
Według najnowszych danych amerykańskich służb geologicznych USGS trzęsienie ziemi miało magnitudę 7,8. Nowozelandzkie władze twierdzą z kolei, że chodziło o wstrząsy o magnitudzie 6,6. Wstrząsy nastąpiły ok. północy czasu lokalnego (godz. 12 czasu polskiego) ok. 90 km na północny wschód od miasta Christchurch. Hipocentrum znajdowało się na relatywnie niewielkiej głębokości ok. 10 km.
W stolicy kraju Wellington z okien powypadały szyby. Według mediów władze otrzymały informacje o znacznych zniszczeniach.
W nadmorskiej miejscowości Cheviot w pobliżu epicentrum strażacy chodzili po domach, by ewakuować mieszkańców. - Wydaje się, że wszyscy czują się dobrze. W domach jest dużo gruzu, ale na tym etapie nie wygląda na to, aby stało się coś bardzo złego - powiedział strażak z Cheviot, Chris Hill.