Z okazji 55. rocznicy podpisania Traktatu Elizejskiego parlamenty Francji i Niemiec przyjęły w poniedziałek rezolucje, wzywające do pogłębienia współpracy, popularyzacji języków obu krajów oraz do wykorzystywania możliwości, jakie daje gospodarka cyfrowa. Traktat, zawarty przez Charlesa de Gaulle'a i Konrada Adenauera 22 stycznia 1963 roku, zapoczątkował bliską współpracę między tymi krajami i uważany jest za symbol francusko-niemieckiego pojednania.
Jednak - jak ocenia we wtorek "SZ" - Francja i Niemcy nie będą w stanie powtórzyć sukcesu tamtego historycznego porozumienia. "Ten, kto chciałby dziś uchwalić nowy Traktat Elizejski, nie będzie w stanie nadać mu znaczenia oryginału. (...) Nowy układ może wyczerpać się już w warstwie symbolicznej i z braku konkretów byłby postrzegany wyłącznie jako polityczny folklor" - ocenia publicysta gazety Stefan Kornelius.
Wskazuje on, że zmienił się układ między Niemcami i Francją oraz położenie obu państw w kontekście europejskim. "Z jednej strony część problemów niemiecko-francuskich już nie istnieje - wojna między tymi dwoma państwami jako praźrodło zła w europejskiej historii stała się nie do pomyślenia; z drugiej strony o Europę, wyspę stabilności, rozbijają się nowe, niepokojące problemy. Kto dziś chce (nowego) Traktatu Elizejskiego, w rzeczywistości szuka formuły na polityczne ożywienie UE z Niemcami i Francją jako rdzeniem" - podkreśla Kornelius.
"W Europie Środkowej i w ogóle wśród mniejszych państw unijnych z wielką podejrzliwością ostrzega się przed tą niemiecko-francuską maszyną napędową. Pada złe słowo +dyktat+, mówi się o działaniu kosztem stron trzecich, o wykluczaniu" - dodaje. Komentator "SZ" wskazuje też, że "Niemcy, w świetle wszystkich bolączek z przeszłości, zawsze będzie okazywały więcej zrozumienia swojemu sąsiadowi, Polsce, niż Francja kiedykolwiek będzie musiała to uczynić, niezależnie od tego, czy w Warszawie rządzi PiS, czy nie".