W relacjach o zamordowanym dziennikarzu Jánie Kuciaku przewijają się określenia: miły, skromny, uczynny. Pomagał nawet konkurencji. Nie zazdrościł. Nie miał głowy do spraw materialnych. Aż korci, żeby dopytać: naprawdę był taki idealny? To brzmi jak klepanie formułki, że o zmarłych nigdy źle - opowiada Dominika Pišťanská, przyjaciółka. Ale Jánko był dobrym człowiekiem. Nie intrygował, a w pracy chodziło mu o prawdę.

Reklama

Prawda – takie wielkie słowo.

No, ale jaki był konkretnie?

On

Na zdjęciach nie wygląda na 27 lat. Ma twarz chłopca. Okrągłą, przyklejoną do dużego, trochę niezbornego ciała. I uśmiecha się. Nie ironicznie, ale właśnie dziecięco. Nigdy nie słyszałam, by się skarżył, co mnie gniewało, bo ja byłam małym hejterem. Jánko powtarzał, że gadaniem sobie nie pomogę - wspomina Dominika. – Kiedyś w wakacje wyjechał do Niemiec sadzić drzewa. Po powrocie opowiadał, w jakich warunkach mieszkali, jak pracowali. Wymagająca, niezbyt przyjemna robota. A on tylko wzruszał ramionami. Umiał się odnaleźć w każdej sytuacji.

Poznali się z Dominiką na studiach dziennikarskich w Nitrze, miasteczku uniwersyteckim godzinę jazdy od Bratysławy. Z jeszcze jednym studentem, Jakubem, tworzyli trójkę przyjaciół. Kuco, Domček i Kubo. Spotykali się po wykładach w knajpie Czarne Miasto. Już wtedy wkręcił się w dziennikarstwo śledcze. Wygłaszał monologi o przekrętach z wyłudzeń podatkowych. Rysował jakieś wykresy. Nas to trochę nudziło. Wiadomo, w piątek wieczorem człowiek myśli o innych rzeczach - mówi Dominika.

Ján urodził się we wsi Štiavnik niedaleko granicy z Czechami. Ojciec już na emeryturze, matka pracuje w fabryce w pobliskiej Bytčy. Prosty chłopak ze zwykłej rodziny z uporządkowaną sferą wartości, jak mówi Dominika. Nie miał kompleksów i umiał się z siebie śmiać. Na studiach prowadziłam gazetkę teatralną i namówiłam Jánka, żeby zaczął w niej pisać, chociaż teatr go nie interesował. Wymyślił rubrykę „Ján o hrách píše” (Ján pisze o sztukach), w której recenzował przedstawienia prosto z mostu, dowcipnie, językiem chłopca ze wsi. Robił to przez trzy lata z dużym sukcesem.

Reklama

Kiedy został zastrzelony, Dominika była w Australii u znajomych. Trzeci członek paczki, Jakub, jesienią ubiegłego roku wyjechał na stypendium do Kanady.

Praca

Spotkałem go cztery lata temu w Czechach na konkursie dla młodych reporterów. Zadanie było takie, żeby napisać o korupcji w służbie zdrowia. Na pierwsze spotkanie przyniósł dziesiątki plików o kontaktach między politykami a firmami farmaceutycznymi. Zatkało mnie - opowiada Marek Vagovič, szef dziennikarzy śledczych portalu Aktuality.sk.

Vagovič był mentorem Kuciaka. Wprowadzał go do zawodu w najważniejszym tygodniku w kraju "týždeň", a potem dzielił newsroom w Aktualitach. Miałem do czynienia z wieloma młodymi dziennikarzami, ale Jánko był wyjątkowy - wspomina. Najczęściej można było go zobaczyć ślęczącego nad notebookiem albo nad papierami. Pracował po nocach i w weekendy. Na e-maile odpowiadał zaraz po otrzymaniu. W pociągu od razu rozkładał dokumenty. Czy miał jakieś hobby? Vagovič twierdzi, że słuchał muzyki klasycznej. Podobno lubił też piłkę nożną. Czytał książki, ale zwykle te związane z przekrętami i mafią.

Praca była prawie całym jego życiem. Pytałam go: jak tak możesz? Musisz spać, odpoczywać. On tylko wzruszał ramionami i rzucał, że zdąży się wyspać, kiedy skończy sprawę czy śledztwo - wspomina Dominika.

Do dziennikarstwa trafił z przypadku, bo myślał o ekonomii albo studiach technicznych. W wywiadzie dla czasopisma studenckiego zdradził, że na dziennikarstwo zdecydował się po tym sadzeniu drzew w Niemczech, kiedy miał czas na czytanie. Jak zaczynaliśmy, to nie umiał jeździć samochodem i słabo mówił po angielsku. Po jakimś czasie zaproponował, że odwiezie mnie autem. A tak, w międzyczasie zrobił prawo jazdy. A i po angielsku mówił już dobrze. Wiedział, że musi to zrobić, żeby być dobrym reporterem - dodaje Dominika.

A jednak Kuciak nie był typem dziennikarza, który jeździ po kraju i rozmawia z ludźmi. Najczęściej całe dnie spędzał w redakcji przed komputerem lub w archiwach. Był wybornym analitykiem. Umiał dotrzeć do każdej informacji we wszystkich językach świata i w ciągu kilku minut opisać ją w odpowiednim kontekście. To on nas tego uczył – mówi Peter Bárdy, redaktor naczelny Aktualit.

W wieku 27 lat zajmował się największymi sprawami korupcyjnymi na Słowacji. Badał udział miejscowych oligarchów w aferze Panama Papers, niejasne kontakty partii rządzącej z biznesem, przekręty podatkowe. Był najlepszy ze swojego pokolenia? Bárdy: Jeśli nie najlepszy, to jeden z dwóch, obok Adama Valčeka. Proszę jego zapytać o Jána.

Rywal

Valček pracuje w „SME”, jednym z najważniejszych dzienników na Słowacji, którego internetowe wydanie jest głównym konkurentem Aktualit. Rówieśnik Kuciaka. Chociaż jesteśmy w podobnym wieku, nie przechodzimy na ty. Zachowuje dystans, a jednocześnie jest zaskakująco uprzejmy. Na początku zaprasza do siebie do domu. Dopiero kiedy okazuje się, że w niedzielę będzie miał dyżur, proponuje, żeby spotkać się w pustej redakcji.

Żyjemy w takich czasach, że większość danych jest dostępna w internecie - zapala się, a do mnie dociera, że podobne monologi wygłaszał zapewne Kuciak. Można ściągnąć decyzje sądów, umowy, faktury, rejestr egzekucji komorniczych, kataster nieruchomości. Po nitce do kłębka. Mnie to zawsze sprawiało wielką przyjemność.

Jánowi także. Dlatego połączyli siły. Wymieniali informacje, analizowali dane, wspólnie szukali świadków. Tak trafili na trop mafii kalabryjskiej 'Ndranghety, która na wschodzie Słowacji miała nielegalnie pobierać fundusze unijne na działalność rolniczą.

Straciliśmy kontakt trzy-cztery miesiące temu. Planowaliśmy spotkanie w styczniu, nie udało się. Nasze relacje były profesjonalne, ale dobrze się rozumieliśmy. Chcieliśmy dojść do prawdy, a to, że pracowaliśmy w konkurujących redakcjach, przestało mieć znaczenie - mówi.

Prawda. Znowu wielkie słowa.

Pierwsze dni były straszne. Potem napięcie opada i człowiek stara się myśleć racjonalnie. Przecież nie zabiją kolejnego dziennikarza, bo w kraju wybuchnie wojna domowa. Społeczeństwo już by tego nie zniosło - przekonuje. Dziś Valček jest pod policyjną ochroną. Obaj grzeczni, trochę introwertyczni, a zajmowali się dziennikarstwem śledczym, gdzie trzeba być bezczelnym. Na zewnątrz sprawiamy wrażenie niekomunikatywnych, ale jak już złapiemy trop, drążymy dalej. Jesteśmy w stanie wejść w konflikt, kiedy wiemy, że mamy rację - podkreśla. Trzeba było zobaczyć Jána na legendarnej konferencji z Kočnerem – ożywia się Valček.

Telefon

Marián Kočner to potentat z branży budowlanej, do niedawna właściciel mieszkania sąsiadującego z mieszkaniem byłego już premiera Róberta Ficy (do dymisji podał się w czwartek) w luksusowym apartamencie Bonaparte - i bohater ostatniego opublikowanego tekstu Kuciaka. Pod koniec czerwca na konferencji Kočner ogłosił, że wchodzi do polityki. Kuciak zasugerował wtedy, że sprzedał on sam sobie luksusowy hotel, żeby dostać nieuprawniony zwrot podatku VAT. Doszło do kłótni. Kočner oskarżył Kuciaka o kłamstwo.

Dwa miesiące później zadzwonił do dziennikarza, informując, że jeśli nie przestanie o nim pisać, to rodzice i rodzeństwo Kuciaka, a także on sam, spotkają się z jego "specjalnym zainteresowaniem". Powiedziałem, że możemy wynająć mu pokój w hotelu, gdyby potrzebował się ukryć na jakiś czas. Odmówił - wspomina Bárdy. Kuciak zgłosił za to sprawę na policję, ale ta nie rozpoczęła śledztwa.

Dziennikarz innej gazety zapytał o ten telefon ministra spraw wewnętrznych Roberta Kaliňáka. Jakie groźby ma pan na myśli? - odpowiedział szef MSW. Czuję, że on (Kuciak) chciałby dostać pracę w pana gazecie. To, co robicie, to szukanie brudu.

Ale Kočner nie był jedynym, któremu Kuciak zaszedł za skórę. W ostatnim i niedokończonym artykule Kuciak opisał związki 'Ndranghety z partią rządzącą SMER–SD. Jeden z włoskich gangsterów był według niego partnerem biznesowym bliskich współpracowników Ficy: jego doradczyni, 30-letniej byłej modelki Márii Troškovej oraz sekretarza biura Rady Bezpieczeństwa Słowacji Viliama Jasaňa. Oboje podali się już do dymisji.

Dom

Kuciak i jego narzeczona Martina Kušnírová długo wynajmowali pokój w Nitrze. Ján pisał tam doktorat i prowadził ćwiczenia ze studentami na Uniwersytecie Konstantyna Filozofa. Rozmyślali, czy nie przenieść się na stałe do Bratysławy - żeby nie dojeżdżać codziennie 90 km, ale Kuciak od zawsze chciał mieć dom z ogrodem. Żeby odetchnąć pełną piersią na tarasie. Żeby majsterkując, uspokoić myśli.

Stanęło na wsi Veľká Mača, która leży w pół drogi między Bratysławą a Nitrą. Podjeżdżali samochodem do pobliskiej Galanty, gdzie jest stacja kolejowa, a potem w pociąg i po pół godzinie byli w stolicy albo Nitrze. Oboje byli dziećmi wsi, to i praca fizyczna nie była im obca. Kiedy latem zeszłego roku kupili w Veľkej Mačy zaniedbany domek, remontowali go sami. Pomagali znajomi albo młodszy brat Jána.

Kiedy się rozstawaliśmy przed Bożym Narodzeniem, Jánko mówił, że się spieszy, bo chce skończyć łazienkę przed sylwestrem. Nawet nie wiem, czy mu się udało - opowiada Dominika. Na ten dom strasznie się uparł. To była jego kolejna cecha. Jak już coś postanowił, trudno było mu to wybić z głowy. O postępach remontu regularnie informował na FB. Wrzucał zdjęcia szpachlowanych ścian, nowych kafelków. Na jednym pozuje z palnikiem. W tym domu ich znaleźli. Jána w kotłowni z przestrzeloną klatką piersiową. Martina leżała w kuchni z kulą w głowie.

Ona

Niedawno na bramie ich domu napisano: "J+M. Miłość jest silniejsza niż ciemna siła". Z Martinką albo Macią poznali się w Nitrze. Janko studiował dziennikarstwo, ona – archeologię. Od razu po szkole znalazła pracę w prywatnej firmie archeologicznej Acantha Archeology. Prowadziła badania na wschodzie kraju.

Tak jak Janko często zapominał coś zjeść albo nie zauważył, że mu odpadł guzik, tak Macia była jego przeciwieństwem - mówi Dominika. Umiała być stanowcza. Wiedziała, kiedy nim wstrząsnąć, bo on na praktyczne rzeczy w ogóle nie zwracał uwagi. Pracowita, skromna, charakterna dziewczyna. Długo znałam go tylko ze studiów, a potem zobaczyłam, jak przy Maci się zmienia, łagodnieje. Dostawał przy niej skrzydeł. Mieli się pobrać 5 maja. Pochowano ich w strojach ślubnych. Na ich grobach nie ma dokładnej daty śmierci, bo do dziś nie wiadomo, kiedy zginęli.

Na zakończenie pierwszego czarnego marszu w Bratysławie, na który przyszło ponad 25 tys., pisarz Martin M. Šimečka powiedział: "Ján Kuciak poświęcił życie za naszą lepszą przyszłość. Jesteśmy jego dłużnikami, a ten dług możemy spłacić, broniąc prawdy i demokracji z taką samą determinacją, z jaką robił to on. Oraz pozostając mu wiernym na zawsze, tak jak do ostatniej chwili była mu wierna Martina".

System

Kilka godzin po ujawnieniu informacji o zabójstwie Štefan Hríb, naczelny tygodnika „.týždeň”, napisał w emocjonalnym komentarzu, że nie ufa policji i zaapelował do innych dziennikarzy, żeby sami rozpoczęli śledztwo w sprawie zabójstwa. Nadal tak sądzę - powiedział mi dzień później. To morderstwo to logiczna konsekwencja tego, jak nasz kraj był zarządzany przez ostatnie lata.

Tak samo myślą matka Martiny i brat Jána, którzy zażądali, żeby policja trzymała się z daleka od śledztwa. Czy może być większy dowód braku zaufania do własnego państwa? Valček: Nie chcę przesądzać o tym, co się stało. Ale podam przykład. Ján pisał o biznesmenie Norbercie Bödörze z branży farmaceutycznej, który jest szwagrem szefa policji. To fakt. Teraz policjanci muszą brać pod uwagę wszystkie teorie, a jedna z nich dotyczy rodziny ich przełożonego.

Rządzący politycy są oskarżani o zbudowanie systemu, który mógł przyczynić się do śmierci dwojga młodych ludzi. A także o ustawianie dziennikarzy w roli wrogów publicznych. Półtora roku temu premier Fico zapytany o nieprawidłowości przy finansowaniu wydarzeń kulturalnych w czasie prezydencji Słowacji w Radzie Unii Europejskiej porównał dziennikarzy do "brudnych antysłowackich prostytutek". To nie był odosobniony przypadek. Na liście wyszukanych metafor, którymi wcześniej szafował, były też "głupie hieny", "obleśne węże", "toaletowe pająki" i mniej oryginalni "idioci".

Nie tylko obrażał, lecz także lekceważył pytania na konferencjach i podał do sądu znanego karykaturzystę, który przedstawił go w towarzystwie lekarza diagnozującego, że nie ma kręgosłupa. Nie mówię, że jesteśmy bezbłędni, ale nic nie usprawiedliwia polityka na tak wysokim stanowisku, który na nas szczuje - uważa Valček.

To absurd wierzyć, że policja i sądy rozwiążą tę sprawę. Bo sami są jej częścią - skomentował Hríb. Uważam ich za współwinnych śmierci mojego kolegi. Może uda im się złapać rękę, która pociągnęła za spust. Ale nie zleceniodawców, bo ci znajdują się wśród nich.

Prawda

Po morderstwie atmosfera na ulicach Bratysławy była gęsta. Ludzie palili świeczki na placu Słowackiego Powstania Narodowego i przed budynkami rządowymi. Przeprowadziłem się do Bratysławy ponad rok temu, śledziłem skandale korupcyjne i masowe demonstracje, ale tego, co się działo w ostatnich dwu tygodniach, nie da się z niczym porównać. W autobusach, sklepach, kawiarniach - rozmawiano tylko o tym.

Na drugim proteście, na którym w samej stolicy zjawiła się rekordowa liczba ponad 50 tys. osób - czyli najwięcej od czasów aksamitnej rewolucji w 1989 r. - dostrzegłem małego chłopca z transparentem: "Jak dorosnę, będę taki jak Jánko Kuciak".

A co, jeśli po miesiącu już nie będzie pamiętał, kim był Jánko? Miną protesty, minie oburzenie – i nic się nie zmieni? Dla nas znalezienie zabójców oraz rozwikłanie afer, do których dotarł Ján, to sprawa honoru – deklaruje Bárdy. Po śmierci Kuciaka Ringier Axel Springer, wydawca Aktualit, który w zeszłym roku sprzedał kilka innych gazet ze swojego słowackiego portfolio, ogłosił, że zainwestuje w nowy dział śledczy.

Dominika: Chciałam powiedzieć, że przynajmniej dziennikarze nie pozwolą, aby zapomniano o Jánku i Martinie, ale to byłoby niesprawiedliwe. Wierzę, że na Słowacji jest wystarczająco dużo uczciwych ludzi, aby pamięć o nich przetrwała. Kiedy Jánko robił komuś przysługę i słyszał podziękowania, miał zwyczaj odpowiadać z tym swoim czarującym uśmiechem: „Nie dziękuj. Pamiętaj.”. Tak myślę, że to, co możemy im teraz ofiarować, to właśnie pamięć.

Pamięć i prawda.