Dziennikarze, który rozpoczęli batalię w tej sprawie przed trzema laty, nie chcą składać broni i zapowiadają odwołanie. Sąd pierwszej instancji w wydanym we wtorek orzeczeniu podkreślił, że europarlament może bronić dostępu do dokumentów ze względu na ochronę danych osobowych.
Sprawa zaczęła się w 2015 r., gdy grupa dziennikarzy i stowarzyszeń dziennikarskich wystąpiła do Parlamentu Europejskiego o dostęp do informacji związanych z dietami europosłów, wydatkami na podróże, a także dietami asystentów europosłów. Kierownictwo instytucji odmówiło jednak przekazania dokumentów, które pokazywałyby, jak wydawane jest ponad 4,4 tys. euro miesięcznie określane jako "dopłata do ogólnych wydatków". Środki te europarlamentarzyści dostają dodatkowo do swojej wynoszącej ponad 8 tys. euro pensji. Obecnie nie muszą przedstawiać żadnych rachunków, żeby dokumentować, jak wydają te pieniądze. W skali roku i całego Parlamentu Europejskiego chodzi o ponad 100 milionów euro.
- Sąd przypomniał przede wszystkim, że instytucje muszą odmówić dostępu do dokumentu, jeżeli ujawnienie go naruszyłoby ochronę prywatności i integralności osoby, co musi być zapewnione zgodnie z prawem UE w zakresie ochrony danych osobowych - podkreślono w komunikacie po orzeczeniu.
Sąd w Luksemburgu zwrócił uwagę, że zgodnie z prawem unijnym "dane osobowe" to wszelkie informacje, dotyczące zidentyfikowanej lub możliwej do zidentyfikowania osoby fizycznej. Wskazał, że wszystkie dokumenty, o jakie się zwrócono, zawierają informacje dotyczące zidentyfikowanych osób fizycznych (a mianowicie posłów do PE).
W orzeczeniu przypomniano, że dostęp do dokumentów zawierających dane osobowe może zostać przyznany, jeżeli wnioskodawcy stwierdzą, że przekazanie danych jest konieczne, i jeżeli nie ma podstaw, by sądzić, że przekazanie to mogłoby zaszkodzić uzasadnionym interesom danej osoby. Sąd uznał jednak, że w tym przypadku nie ma konieczności przekazania tych danych.
- Skarżący nie wykazali w jaki sposób przekazanie danych osobowych jest konieczne do zapewnienia odpowiedniego przeglądu wydatków posłów do PE (...). Chęć przeprowadzenia publicznej debaty nie może być wystarczającym powodem do przekazania danych osobowych - uznali sędziowie.
Jedna z dziennikarek śledczych, która występowała o dokumenty, Anuszka Delić, oceniła, że jest zaszokowana takim orzeczeniem. - Nie spodziewałam się, że sąd dosłownie skopiuje argumentację Parlamentu Europejskiego (...). Będziemy się odwoływać. Sprawa nie jest skończona - powiedziała, cytowana przez EuObserver.
Postanowienie sądu zostało skrytykowane przez Zielonych w PE. - Sam fakt, że dziennikarze musieli iść do sądu w sprawie dokumentów, które powinny być publiczne, pokazuje konieczność otwarcia dostępu do wydatków eurodeputowanych - oświadczyła wiceszefowa Zielonych w PE Heidi Hautala.
Jak podkreśliła, utrzymywanie wydatków w sekrecie jedynie szkodzi wizerunkowi europarlamentu. Oskarżyła przy tym kierownictwo tej instytucji z szefem PE Antonio Tajanim na czele o brak woli do działania w tej sprawie.
Unijny inspektor danych osobowych Giovanni Buttarelli, który wypowiadał się w sprawie tego sporu jeszcze przed wydaniem orzeczenia, wskazywał, że politycy w imię przejrzystości muszą się pogodzić z mocniejszym ograniczeniem ich praw (również do ochrony danych osobowych).