Pieskow zaznaczył, że wolałby "pozostawić bez komentarzy pytanie o to, czy Moskwa może uznać wyniki wyborów za nieprawomocne". Dodał następnie: - Będzie to zależało od tego, jak wybory przebiegną. Nie możemy mówić o tym, jeśli się one jeszcze nie odbyły.

Reklama

Przedstawiciel Kremla zauważył także, że to Ukraińcy powinni oceniać przebieg kampanii wyborczej.

Pieskow wyraził jednocześnie ubolewanie, że "istnieje kilka milionów Ukraińców, którzy znajdują się w Rosji i zostaną pozbawieni prawa głosu". Wspomniał także o "kilku milionach Ukraińców, którzy są odrzuceni w swoim kraju". Jako odrzucony przez Ukrainę Rosja zazwyczaj określa region Donbasu, gdzie w 2014 roku kontrolę nad częścią obszarów przejęli prorosyjscy separatyści.

W lutym br. rosyjskie MSZ, zapowiadając, iż "ze względów bezpieczeństwa" nie skieruje obserwatorów z Rosji na wybory prezydenckie na Ukrainie w ramach misji ODIHR, oznajmiło, że nieobecność tych obserwatorów stawia pod znakiem zapytania obiektywność wyników głosowania.

15 marca Ukraina poinformowała, że nie dopuści do obserwacji wyborów obywateli Rosji, którzy znaleźli się na listach obserwatorów Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka (ODIHR).

Reklama

Wybory prezydenckie na Ukrainie odbędą się w najbliższą niedzielę. Najwyższe notowania w sondażach uzyskują: komik telewizyjny Wołodymyr Zełenski, urzędujący prezydent Petro Poroszenko i była premier Julia Tymoszenko. Jeśli żadne z nich nie zwycięży w pierwszej turze, na co wskazują badania opinii publicznej, druga tura głosowania odbędzie się 21 kwietnia.