Rządząca obecnie w Niemczech wielka koalicja sensu stricto to dwie partie (CDU/CSU i SPD), które ideowo nie reprezentują ani chrześcijańskiej demokracji, ani socjaldemokracji, tylko chęć pozostania u władzy – ocenia w rozmowie z PAP profesor Jerzy Maćków, kierujący od 2002 roku katedrą systemów politycznych Europy Wschodniej w Ratyzbonie. Tłumaczy, że głównymi dostarczycielami politycznych tematów dzisiejszych Niemiec są pozostający nominalnie w opozycji Zieloni.

Reklama

W tym kontekście to, co się dzieje dzisiaj w Polsce, jest absolutnym zaprzeczeniem poglądów Zielonych na przyszłość i świat. Dlatego jeśli Niemcy dzisiaj patrzą na Polskę, to większość z nich dochodzi do wniosku, że stracili po 2015 roku we wschodnim sąsiedzie partnera, z którym można było rozmawiać – ocenia Maćków.

Jak wyjaśnia, negatywne nastawienie Niemców do Polaków ma długie tradycje, jego korzenie sięgają rozbiorów. Prusy musiały być antypolskie, ponieważ część Polski z Poznaniem po prostu ukradły. W XIX wieku po powstaniu listopadowym i w czasie Wiosny Ludów, kiedy wydawało się, że Polacy są znaczną siłą mogącą wspomóc Niemcy w dążeniu do zjednoczenia, pojawiły się silne odruchy propolskie. Niemiecki narodowy egoizm okazywał się jednak zawsze silniejszy od potrzeby i chęci zrozumienia wschodniego sąsiada zwłaszcza, gdy Polacy podkreślali swoje uzasadnione interesy – uważa politolog.

Nawet w okresie Solidarności ten stosunek był co najmniej ambiwalentny. Z jednej strony, środowiska propolskie, które w Niemczech zawsze istniały, w latach osiemdziesiątych były stosunkowo silne. Ale z drugiej strony, większość Niemców nie była ani mentalnie ani intelektualnie w stanie zrozumieć i zaakceptować polskiej walki z komunizmem. Kanclerz Helmut Schmidt był na przykład wściekły na Polaków, że mu psują politykę wschodnią, polegającą na dogadywaniu się z komunistami sowieckimi i enerdowskimi. Zachęcał on co prawda do wysyłania do Polski paczek w stanie wojennym, ale wysłał też równolegle do Warszawy Herberta Wehnera, szefa frakcji SPD w Bundestagu – przypomina prof. Maćków.

Reklama

Było to pierwsze spotkanie zachodniego polityka z izolowanym na Zachodzie Wojciechem Jaruzelskim po wprowadzeniu stanu wojennego. Po rozmowach Wehner objął i pocałował generała. Attache w ambasadzie RFN w Warszawie, socjaldemokrata Klaus Reiff, skomentował to ironicznie w swoich wspomnieniach, że "w tym uścisku znalazła wyraz emocjonalna bliskość Wehnera do Polski" – relacjonuje rozmówca PAP.

Według niego "ogólnie Polacy byli w latach osiemdziesiątych uważani za chronicznie nierozsądnych antykomunistów, którzy wierzą w upadek komunizmu". I jeszcze ten "polski konserwatywny papież", który nie popiera aborcji na zawołanie, i mówi ciągle o rodzinie. Na marginesie: należy pamiętać, że czy PiS czy papież, polski konserwatyzm i katolicyzm jest nie do strawienia dla wielu, jeśli nie większości Niemców, którzy są przekonani, że reprezentują postęp i dobro na tym kontynencie, a w zasadzie w skali globalnej – uważa profesor.

Reklama