W pożarach buszu i lasów w Australii zginęło już co najmniej 17 osób. W najbardziej dotkniętej przez żywioł Nowej Południowej Walii trwa ewakuacja ludności, w południowo-wschodniej części stanu spłonęło 1 300 domów. Skuteczną walkę z ogniem utrudniają wichury towarzyszące pożarom i temperatura przekraczająca 40 stopni Celsjusza. Do akcji wkracza też wojsko i marynarka wojenna. naukowcy twierdzą, że winę za katastrofę pono globalne ociplenie.

Reklama

Tymczasem Janusz Korwin-Mikke nie uważa tych pożarów za duży problem. "Dawniej rolnicy jesienią wypalali trawy, by mieć potem lepszy urodzaj... ...więc nie rozumiem czemu ekolodzy rozdzierają szaty, że te pożary albo w Brazylii, albo w Australii. Jak się spali, to odrośnie i tyle. Nie trzeba "ratować"! Nie było nas - był las. I często się palił" - napisał na Twitterze.

Korwin-Mikke myli się jednak choćby w sprawie pożarów traw. Jak przypomina Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, wypalanie, by użyźnić glebę, to szkodliwy mit. "Wypalenie wierzchniej, najżyźniejszej próchniczej warstwy gleby pociąga za sobą obniżenie jej wartości użytkowej nawet na kilka lat. Zahamowane zostają naturalne procesy rozkładu pozostałości roślinnych, dzięki którym tworzy się urodzajna warstwa gleby. Wysoka temperatura niszczy roślinność, powoduje degradację gleby i stanowi poważne zagrożenie dla zwierząt .Wypalanie łąk, trzcinowisk i zakrzaczeń powoduje śmierć organizmów, żyjących w wierzchnich warstwach gleby, o istnieniu których większość z nas nawet nie wie, a których obecność wpływa na właściwą kondycję gleby. Giną małe zwierzęta, takie jak dżdżownice, które niezwykle efektywnie poprawiają strukturę i właściwości fizyczne gleb. Wymierają całe kolonie mrówek, które jako zwierzęta drapieżne regulują populacje szkodliwych owadów. Wypalanie uśmierca także biedronki, które są sprzymierzeńcem człowieka w walce z mszycami" - czytamy na stronie rządowej agencji.