"Wojna nie przestała go dręczyć nawet w domu. Wspomnienia były dla niego torturą" - mówiła reporterom Jean Willis, matka 26-letniego sierżanta Justina Reyesa, który powiesił się po powrocie z Iraku. Takich przypadków jest coraz więcej. Dziennikarze CBS obliczyli, że weterani popełniają samobójstwo dwa razy częściej niż osoby, które nigdy nie służyły w wojsku. Według danych z lat 2004-2005, dramatyczne wspomnienia wojenne sprawiają, że każdego dnia statystycznie 17 żołnierzy odbiera sobie życie. Te same statystyki dodają, że od początku inwazji na Irak na polu walki ginęło dziennie trzech Amerykanów.
Stan psychiczny żołnierzy wracających z Bliskiego Wschodu jest coraz gorszy. Jak podaje Urząd ds. Weteranów, obecnie ponad 100 tys. byłych mundurowych jest pod opieką psychiatrów, z czego połowa z powodu tzw. zespołu wstrząsu pourazowego (PTSD), który objawia się bezsennością, depresją, napadami lęku i halucynacjami.
Efekty są coraz bardziej widoczne w społeczeństwie - coraz więcej byłych żołnierzy traci rodziny, popada w uzależnienie od alkoholu lub narkotyków i często kończy na ulicy. Co czwarty bezdomny na amerykańskiej ulicy służył kiedyś w siłach zbrojnych USA. Na razie większość z nich to byli poborowi z okresu wojny w Wietnamie, jednak gwałtownie rośnie odsetek uczestników konfliktów w Iraku i Afganistanie.
Armia coraz częściej pozostawia na pastwę losu ludzi, którzy walcząc z flagą USA na mundurze, odnieśli poważne fizyczne i psychiczne obrażenia. Z pozoru promilitarna administracja prezydenta George’a Busha oskarżana jest o rażące zaniedbania spraw weteranów, a nawet celowe bagatelizowanie problemu. Skandalem zakończyło się ujawnienie praktyk wojskowych psychiatrów, których zwierzchnicy zachęcali do jak najczęstszego diagnozowania "zaburzeń osobowości" u żołnierzy z problemami psychicznymi, gdyż pozwalało to wojsku zwolnić ich bez ponoszenia kosztów leczenia.
Prasa rozpisywała się też kilka miesięcy temu na temat tragicznych warunków z jednym z głównych szpitali wojskowych Walter Reed Army Medical Center w Waszyngtonie, gdzie w salach, w których leżą ranni, ściany pokryte są pleśnią, a pod łóżkami biegają myszy i karaluchy. W tej sytuacji trudno się dziwić, że punkty dla poborowych świecą pustkami.