Jeśli spojrzymy na różne ugrupowania ekstremistyczne w Europie i w Niemczech, to islamiści stanowią długofalowo największe niebezpieczeństwo. Jesteśmy w stanie poradzić sobie z radykalną prawicą i lewicą, ale nie z radykalnym islamem. Mówi się, że religie należy traktować tak samo. Problem w tym, że one nie są takie same. Po pierwsze, w islamie nie ma rozdziału religii od państwa. Jezus nauczał, że mamy oddać cesarzowi co cesarskie, a Bogu, co Boskie. W islamie tego nie ma. Po drugie, kościoły chrześcijańskie nie interpretują Biblii dosłownie. W przypadku Koranu i islamu jest inaczej. Po trzecie, w katolicyzmie jest jasna hierarchia. To Rzym ostatecznie decyduje. W islamie też tego nie ma - wylicza August Hanning, który był zwierzchnikiem BND w latach 1998-2005.

Reklama

Oczekujemy od muzułmanów, że będą się integrować w Niemczech. Jeśli jednak traktować islam dosłownie, to jest to trudne. Np. rola kobiety w nim jest zupełnie inna. Wiele kulturowych rzeczy jest zupełnie innych. Dla ponad 99 proc. muzułmanów nie jest to problem. Dopasowują się i przestrzegają naszego prawa. Ale pozostaje ten 1 procent, z którego rekrutują się salafici, inni ekstremiści i potencjalni terroryści. To poważne zagrożenie. Mamy 5 mln do 7 mln muzułmanów w naszym kraju. Jeden procent, to bardzo dużo. Musimy stawić czoła temu problemowi i zabezpieczyć się przed nim - apeluje były szef Federalnej Służby Wywiadowczej i uzmysławia, że choć statystycznie zamachów terrorystycznych nie ma wiele, to ekstremiści mają jasny cel - Europa ma być muzułmańska.

Śmiejemy się z tego, ale oni to traktują bardzo poważnie - przestrzega. Bardziej aktualnym wyzwaniem wymagającym natychmiastowego działania są według Hanninga konsekwencje kryzysu migracyjnego z 2015 roku.

Od roku 2015 przyjęliśmy około 2 mln migrantów. Z czego od 70 proc. do 80 proc., to młodzi mężczyźni. Społeczeństwo nie było na to przygotowane. I rzecz jasna widzimy konsekwencje. Młodzi mężczyźni w wieku od 18 do 35 lat są zawsze, tą grupą ludności, która jest statystycznie najbardziej obciążona skłonnością do popełniania przestępstw - przekonuje były szef wywiadu.

Młodzi ludzie trafiają do kraju, którego nie znają. Spora część z nich nie pochodzi z Europy, tylko z Bliskiego Wschodu, również z Afganistanu. Są tu sami. Czują się opuszczeni. Zwiększa to ryzyko, że popadną w konflikt z prawem. Widać to np. w gwałtownym wzroście ataków z użyciem noży - coś, czego wcześniej nie znaliśmy - mówi August Hanning zastrzegając jednak, że sytuacja jest lepsza niż mogłaby potencjalnie być. Jednocześnie dramatycznie spada poczucie bezpieczeństwa obywateli, którzy mają wrażenie, że państwo nie kontroluje sytuacji.

Problemem - zdaniem byłego szefa BND - jest prawo azylowe. A właściwie oderwanie praktyki od przepisów. Ojcowie niemieckiej konstytucji wyciągając lekcję z okresu narodowego socjalizmu uważali, że prześladowanym politycznie na świecie należy zapewnić prawo do azylu. Była to idea z 1949 r. W międzyczasie jednak praktyka udzielania azylu całkowicie się zmieniła. Obecnie prawo do azylu jest wykorzystywane przez migrantów ekonomicznych. Prawie 100 proc. ludzi, którzy starają się tutaj o azyl nie są prześladowani ze względów politycznych. Prawo azylowe stało się instrumentem masowej imigracji - konstatuje.

Hanning ujawnia, że wywiad przewidział kryzys migracyjny na początku 2015 r. Rząd federalny jednak bardzo długo na to nie reagował. A nawet negował wnioski raportów.

Kryzys migracyjny był przekładem bezsilności państwa. Wpuszczeni do Niemiec ogromnej liczby ludzi było usprawiedliwiane tym, że nie możemy kontrolować granic. U wielu ludzi powstało wrażenie, że państwo jest bezsilne. Wynika z tego bardzo poważny problem: w Niemczech jest coraz więcej środowisk, które nie uznają państwowego monopolu na przemoc. Od anarchistów w Berlinie, przez prawicowych ekstremistów, po niektórych aktywistów klimatycznych okupujących elektrownie - wymienia Hanning.