Chociaż ministrom finansów udało się w zeszłym tygodniu wypracować wspólne rozwiązania mające pomóc krajom UE w wyjściu z gospodarczego dołka, to nie koniec toczonego od ponad miesiąca boju. Pakiet ratunkowy muszą jeszcze przyjąć przywódcy 27 państw członkowskich, co ma nastąpić na wideoszczycie w przyszły czwartek. Kłopot w tym, że stolice różnie interpretują dotychczasowe ustalenia.
Minister finansów Włoch Roberto Gualtieri uważa, że nadal na stole są koronaobligacje, o które najbardziej dotknięty pandemią Rzym zabiega od tygodni. W tekście porozumienia nie było jednak mowy o wspólnej emisji papierów dłużnych, wspomniano w nim jedynie o "innowacyjnych instrumentach finansowych”, za których pomocą finansowano by fundusz naprawczy. Ale to propozycja na przyszłość pozbawiona konkretów.
Natomiast tu i teraz Unia Europejska ma wyasygnować na ratunek europejskim gospodarkom ponad pół biliona euro. Kraje spoza Eurolandu, w tym Polska, będą mogły skorzystać z 300 mld euro pożyczek dla przedsiębiorstw oraz na utrzymanie miejsc pracy. Reszta to pomoc dla krajów mających wspólną walutę w ramach Europejskiego Mechanizmu Stabilności. 19 państw będzie mogło otrzymać wsparcie w wysokości do 2 proc. swojego PKB, co daje łącznie ok. 240 mld euro.
To dla Rzymu krok w dobrą stronę, ale – jak oznajmił premier Giuseppe Conte – nadal za mało, by Włosi zaakceptowali propozycję. Szef włoskiego rządu znowu nie wyklucza zawetowania porozumienia (tak się stało podczas wideoszczytu 26 marca). To oznacza, że ustalenia z zeszłego czwartku stanowią dla Włochów jedynie punkt wyjścia do dalszych rozmów. A ich najbardziej zaciekłym przeciwnikiem w rozmowach o solidarnej odpowiedzi na kryzys są Holendrzy.
Reklama
Haga od lat reprezentuje punkt widzenia i interesy krajów Północy kontynentu, bardziej oszczędnych i z mniejszym zadłużeniem, które obawiają się, że przyjdzie im spłacać długi południowych sąsiadów. Ostrożnie do wydawania pieniędzy poza grupą krajów północnej Europy, zwanych nową Hanzą, podchodzą także Niemcy, gdzie przeciwko eurobligacjom jest aż 65 proc. obywateli. W ostatnim sporze Berlin złagodził jednak ton, stawiając na bardziej empatyczny przekaz.
Reklama
Politykom holenderskim tej wrażliwości zabrakło, co skutkowało tym, że minister finansów Wopke Hoekstra musiał przeprosić za swoje zgryźliwe uwagi. Nie jest to zresztą pierwszy raz, kiedy Holendrzy wytykają południowcom niefrasobliwość. Poprzednik Hoekstry Jeroen Dijsselbloem, przewodnicząc Eurogrupie w 2017 r., powiedział, że nie wyobraża sobie, by wydawać wszystkie pieniądze na sznapsa i kobiety, a potem prosić o wsparcie. Za te słowa, już wtedy głośno krytykowane w Europie, Dijsselbloem jednak nie chciał przeprosić.
Postawa holenderskich polityków, chociaż pada na podatny grunt w ich kraju (przeciwko koronaobligacjom opowiadają się wszystkie siły, włącznie z euroentuzjastyczną partią Demokraci 66), pogłębia w Europie podział pomiędzy Północą i Południem, i podgrzewa eurosceptyczne nastroje we Włoszech. Według badania przeprowadzonego dla dziennika "La Repubblica” nieufność wobec zjednoczonej Europy deklaruje już 70 proc. obywateli. Paradoksalnie Holendrzy nie ułatwiają też zadania prounijnemu rządowi we Włoszech, któremu uległość i słabość zarzuca szef Ligi Matteo Salvini.
To, że Haga spotkała się z krytyką ze strony krajów Południa, nie dziwi. Od lat krytyczny wobec Holendrów portugalski premier António Costa uznał ich obecne podejście za zagrażające przyszłości zjednoczonej Europy. Ale nieustępliwość Królestwa Niderlandów zaskoczyła także Irlandię, która do tej pory nadawała na tych samych falach, co ono, jeśli chodzi o strefę euro. Teraz jednak – jak pisze "Irish Times” – dystansuje się od dowodzonej przez Holendrów nowej Hanzy. Holenderski rząd nie tylko mówił "nie” koronaobligacjom, ale nie chciał się też zgodzić na bezwarunkowe korzystanie z pomocy w ramach Europejskiego Mechanizmu Stabilności, co w Dublinie budziło niezrozumienie.
Holandia sama tymczasem nie świeci przykładem, jeśli chodzi o finanse. Organizacja Tax Justice Network przypomina, że Haga z rekordowo niskimi stawkami podatku od osób prawnych wiedzie prym w zbijaniu miliardów euro jako raj podatkowy kosztem innych krajów europejskich. Tylko w 2017 r. za sprawą przeniesienia zysku przez amerykańskie korporacje Francja straciła na rzecz holenderskiego fiskusa 2,7 mld euro. Następne w zestawieniu są Włochy, Niemcy i Hiszpania.
To może stać się argumentem w dalszych rozmowach o finansach, których w nadchodzących miesiącach będzie wiele. UE poza doraźnym pakietem ratunkowym musi przyjąć nowy budżet. Mają się w nim znaleźć także środki na inwestycje publiczne jako odpowiedź na kryzys wywołany pandemią koronawirusa. Pytany o wysokość wsparcia przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel mówił wczoraj, że będzie to zależało od ogólnego rachunku za pandemię, czyli tego, jak duże okażą się straty dla europejskich gospodarek.
Jeśli będzie to oznaczać zwiększenie budżetu, o czym na razie przywódcy UE wprost nie mówią, sprzeciw Hagi jest bardziej niż pewny. Jeszcze przed wybuchem pandemii premier Mark Rutte blokował przyjęcie budżetu, domagając się jego radykalnego ścięcia do poziomu 1 proc. dochodu narodowego brutto wszystkich krajów członkowskich. Rutte zwrócił też uwagę nonszalanckim podejściem do rozmów. Na szczyt w lutym przyjechał z biografią Fryderyka Chopina (polityk jest pianistą) – chciał oddać się lekturze, nie widząc przestrzeni do kompromisu.