Wielka sieć zrzeszająca szpitale protestuje w ten sposób przeciwko państwowym kontrolom. "Żądamy, żeby władza przestała nas prześladować" - mówią właściciele klinik. Przeciwnicy aborcji nazywają to żądaniem "bezkarności" i apelują do szpitali, by... przedłużyły swój strajk w nieskończoność.

Reklama

"Postanowiliśmy zawiesić przerywanie ciąży od 8 do 12 stycznia" - poinformowała w oświadczeniu największa sieć ACAI, sprawca 98 proc. dokonywanych w całym kraju aborcji. Tłumaczyła, że protestuje w ten sposób przeciwko "prześladowaniom, którym poddawani są pracownicy klinik". Skarżyła się, że w ciągu ostatnich tygodni kliniki nachodzone są przez policję, służby podatkowe i poddawane restrykcyjnym kontrolom.

To jedna z konsekwencji fali aresztowań, jaka od listopada dotknęła środowiska aborcyjne. Rozpoczęły się wkrótce po zatrzymaniu w listopadzie "króla aborcji" Carlosa Morina, który zdobył złą sławę, gdy dziennikarze duńskiej telewizji sfilmowali ukrytą kamerą, jak za 4 tys. euro zgadza się usunąć 7-miesięczny płód. Wkrótce po nim do aresztów trafiło 13 innych osób, a przez kliniki przetoczyła się fala kontroli.

Wyniki inspekcji w wielu wypadkach były alarmujące - okazało się, że ustawa z lat 80. dopuszczająca aborcję w ściśle określonych przypadkach bardzo często bywa fikcją. W praktyce aborcja w Hiszpanii dostępna jest dziś dla każdego, kogo na to stać. Usuwane są zdrowe płody, bez żadnych przeciwwskazań, zaś kliniki mają pod ręką dyżurnych psychiatrów, którzy hurtem wydają zaświadczenia o szkodliwości ciąży dla zdrowia pacjentki. W ubiegłym roku policzono, że we wszystkich prywatnych centrach aborcyjnych Hiszpanii w ciągu 12 miesięcy usunięto ponad 100 tys. ciąż. Jedna z telewizji sfilmowała ukrytą kamerą, jak zabijane są 5-miesięczne płody i jak ciążę usuwa się nawet 15-letnim imigrantkom.

Zanim nastąpił medialny szum, przeciwnicy aborcji bezskutecznie próbowali zainteresować tymi powszechnie znanymi sprawami policję i prokuraturę. Teraz odrzucają oskarżenia, że wywołali "polowanie na czarownice". "To przecież niesłychane i oburzające. Te kliniki dokonują przestępstw, łamią prawo i żądają, żeby państwo ich nie ruszało" - mówi DZIENNIKOWI Eduardo Hertfelder, szef hiszpańskiego Instytutu Polityki Rodzinnej.