Nawet przyzwyczajeni do najkoszmarniejszych widoków policjanci z sekcji kryminalnej w Waszyngtonie byli przerażeni tym, co zastali w domu Banity Jacks. Kobieta przez ponad dwa tygodnie mieszkała w domu, w którym znajdowały się ciała jej córek: 5-, 6-, 11- i 17-letniej.

Reklama

"Nie sądzę, by ktokolwiek w mieście pamiętał zbrodnię, w której w tak tragiczny sposób zginęłoby tyle młodych osób" - powiedział CNN burmistrz Waszyngtonu Adrian M. Fenty. Banicie Jackson grozi dożywocie, bo tam, gdzie popełniła zbrodnię, nie wykonuje się wyroków śmierci.

Kobieta usłyszała już zarzut poczwórnego morderstwa ze szczególnym okrucieństwem. Zanim jednak zostanie skazana, śledczy będą musieli wyjaśnić wiele zagadek tej tajemniczej sprawie. Na przykład to, dlaczego przez tyle dni nikt nie zgłosił zaginięcia dziewczynek, choćby szkoła. Ale wszystko wskazuje na to, że dzieci w ogóle nie były zapisane do żadnej ze szkół.

Wiadomo, że o kłopotach w rodzinie 33-letniej Banity Jacks wiedziały policja, Agencja Opieki nad Dziećmi oraz Opieki nad Rodziną - pisze "The Washington Post". Dlaczego więc nikt nie zapobiegł tragedii? Przepytany przez CNN sąsiad twierdzi, że nie widział pani Jacks i jej dzieci od zeszłorocznego lata. Ale gdy widział je po raz ostatni, dziewczynki wydawały się być w dobrej kondycji.

Reklama