Tradycja Dnia Świstaka, to prawdziwy fenomen. Każdego roku skoro świt tysiące Amerykanów udają się na wzgórze Gobbler's Knob w Punxsutawney w Pensylwanii. Tam, trzęsąc się z zimna przy kilkunastostopniowym mrozie, cierpliwie czekają aż najsłynniejszy świstak na świecie Phil obudzi się i wylezie zaspany ze swej elektrycznie ogrzewanej norki w pniu drzewa.

Reklama

Zgodnie ze zwyczajem, po wyjściu z nory świstak rozgląda się za swoim cieniem, po czym szepcze do ucha prezesa Klubu Świstaka, jaka będzie pogoda. Tego roku, dżentelmen ubrany w czarny frak i cylinder ogłosił wszem i wobec, że zdaniem Phila, Amerykanów czeka jeszcze sześć tygodni zimy.

"I te prognozy świstaka się sprawdzają?" - pyta wielu niedowiarków. "Phil zawsze ma rację!" - zapewniają "wyfraczeni" panowie z Klubu Świstaka. I dodają, że w końcu ma już doświadczenie w przewidywaniu pogody. Annały wzmiankują, że od 1887 roku świstak zobaczył swój cień 96 razy, nie zobaczył 14 razy. Natomiast dla kilku lat danych brakuje.

Choć Phil stał się już symbolem Ameryki, korzenie tej tradycji sięgają Niemiec. Legenda głosi, że jeśli świstak wyjrzy z norki i zobaczy swój cień w święto Matki Boskiej Gromnicznej (2 lutego), czeka nas długa zima. Jeśli cienia nie będzie - wiosna już blisko.

Reklama

A tak przebiegał Dzień Świstaka rok temu!