Do demonstracji miało dojść w liczącym 300 tys. mieszkańców portowym mieście Czhongdzin nad Morzem Japońskim. Mająca swoją siedzibę w Seulu organizacja Good Friends (GFO) zrzeszająca północnokoreańskich uchodźców twierdzi, że w protestach wzięło udział nawet 10 tys. osób. "Nie ma powodu, żeby podważać wiarygodność tych doniesień" - powiedział DZIENNIKOWI Kerry Brown, politolog z Chatham House. "Organizacje takie jak GFO mają zwykle najlepsze rozeznanie sytuacji w tym odizolowanym od reszty świata kraju" - dodaje.

Reklama

Według informacji przekazanych przez Good Friends reżim Kim Dzong Ila boryka się z największą od lat klęską głodu spodowaną przez powodzie. W lutym ograniczono i tak już niewielkie racje żywnościowe o 40 proc., a w marcu o kolejne 20. W niektórych miastach na prowincji już wcześniej całkowicie zawieszono wydawanie żywności. W tej sytuacji północnokoreańskie kobiety zostały zmuszone do zajęcia się drobnym handlem, by zarobić na jedzenie.

Według GFO lokalne władze początkowo przymykały na to oko, traktując tę namiastkę wolnego rynku jako niezbędną dla uchronienia kraju przed głodem. Jednak w końcu władze uznały uliczną sprzedaż za zagrożenie dla komunistycznego systemu i wprowadziły zakaz handlu dla kobiet poniżej 40. roku życia (według części źródeł zakaz dotyczy kobiet w wieku poniżej 49 lat).

Wśród ludzi zawrzało, a czarę goryczy przelała pod koniec lutego publiczna egzekucja kilkunastu osób - głównie kobiet - przyłapanych na próbie przekroczenia granicy z Chinami. Wieść o ich straceniu w przygranicznym miasteczku Onsong obiegła pocztą pantoflową całą prowincję. "Wszyscy wiedzą, że te kobiety poszły tam tylko po to, aby uratować przed śmiercią głodową siebie i swoje rodziny" - powiedziała organizacji GFO mieszkanka Czhongdzinu, trzeciego co do wielkości miasta Korei Północnej.

Reklama

Egzekucje zostały potwierdzone przez Amnesty International oraz portal DailyNK, które na co dzień monitorują sytuację w Korei Północnej. Źródłem informacji są uciekinierzy, którzy ryzykując życie przechodzą przez zieloną granicę do Chin. "Jeśli doniesienia o protestach też zostaną ostatecznie potwierdzone, będzie to dowód, że komunistyczny reżim coraz słabiej panuje nad sytuacją w kraju" - mówi Kerry Brown.

Masowe egzekucje i brak jedzenia to smutna codzienność 23-milionowej Korei Północnej. Klęski głodu - wywołane przez politykę komunistycznych władz, które nie szczędzą pieniędzy jedynie na zbrojenia - nawiedzają ten kraj od lat 90. Według szacunków w ich wyniku zmarło co najmniej kilka milionów ludzi. W ciągu ostatnich lat w ramach pomocy humanitarnej sąsiednia Korea Południowa wysyłała Phenianowi transporty zboża. Jednak wybrany w ubiegłym miesiącu nowy prezydent tego kraju Lee Myung-bak zapowiedział wstrzymanie dostaw. Zgodnie z nową polityką Seulu w zamian za pomoc reżim Kim Dzong Ila musi całkowicie zrezygnować z programu nuklearnego. Komuniści z Północy nie odnieśli się na razie do tych żądań.