"Według informacji, którą otrzymaliśmy z najbliższego otoczenia prezydenta Gruzji, gruzińskie wojska wtargną na abchaskie terytorium ze strony Zurgidi i wąwozu Kodorskiego" - donosi agencja i wymienia kolejne rejony, które mają zająć żołnierze.

Reklama

Saakaszwili zaznaczył, że Gruzja nie chce wojny i nie ma wystarczających sił do tego. "Sądzę, że przed paru dniami byliśmy bardzo blisko wojny i ta groźba utrzymuje się" - powiedział prezydent Gruzji.

"Do konfliktu zbrojnego potrzebne są dwie strony, strona gruzińska tego nie chce" - podkreślił Saakaszwili. "Gruzja nie chce wojować z Rosją, nie mamy tylu oddziałów bojowych i NATO nam w tym nie pomoże" - oświadczył prezydent Gruzji.

Jednocześnie zaznaczył, że "jeśli ktoś zechce zaanektować część Gruzji, to niewątpliwie wywoła to następstwa na Kaukazie Północnym". "A tego byśmy nie chcieli" - dodał.

Ale Abchazi już oficjalnie szykują się na wojnę. "My atakiem zaskoczeni nie będziemy" - mówi minister spraw zagranicznych zbuntowanej prowincji, Siergiej Szamba. I podkreśla, że siły zbrojne Abchazji (w rzeczywistości oddziały rosyjskie) są w pełnej gotowości, bo od tygodnia mają sygnały, że Gruzja przygotowuje inwazję.

Jesteśmy gotowi sięgnąć po wojsko, by bronić naszych obywateli - wspiera Abchazów Rosja i straszy Gruzję konfliktem zbrojnym.

Sprawę bierze w swoje ręce Unia Europejska. Jak podaje AFP, w poniedziałek do Gruzji przyjadą ministrowie spraw zagranicznych czterech krajów wspólnoty. Będzie wśród nich Radosław Sikorski. Towarzyszyć będą mu politycy ze Słowenii, Litwy i Szwecji.

Abchazja i Osetia Południowa to zbuntowane gruzińskie prowincje, które chcą się odłączyć. Gruzja oskarża Moskwę o prowokowanie rozlewu krwi.