Dziennikarz prestiżowego magazynu muzycznego "Rolling Stone" ustalił, co na swojej playliście w iPodzie ma Barack Obama.
Kandydat na prezydenta wyjawił, że dorastał na piosenkach Eltona Johna (wycieczka w stronę elektoratu gejowskiego) oraz Earth, Wind & Fire (wyśmienity soul z lat 60., którzy pamiętają starsi Afroamerykanie). Jego największym bohaterem był jednak Stevie Wonder i tu Obama ujął absolutnie wszystkich, bo któż nie pamięta szlagieru "zadzwoniłem do ciebie tylko po to, by powiedzieć ci, że cię kocham".
Jego ulubiona piosenka Rolling Stones to "Gimme Shelter" - krok w stronę zbuntowanej młodzieży z przełomu lat 60. i 70., która nie popierała interwencji USA w Wietnamie, a także wyraźna sugestia, że Obama jest przeciwnikiem wojny w Iraku i w Afganistanie.
Senator z Illinois lubi też Boba Dylana, który śpiewał o tym, że warto być sobą, gdy "wszyscy chcą, by byś był jak oni". Kocha legendy jazzu - Milesa Davisa, Johna Coltrane'a i Charlie Parker'a - za te typy na pewno zbierze głosy amerykańskiej inteligencji.
Uwielbia także Bruce'a Springsteena - to odwołanie do etosu prawdziwego rockmana, zwykłego robociarza i ikony buntu lat 70. i 80. "Nie tylko kocham muzykę Bruce'a, ale także jego jako osobę" - mówi Obama. "To facet, który zawsze wie, czego chce i nie schodzi ze swojej drogi".
Polityk sięga też po płyty Russella Simmonsa - pioniera hiphopu - i Jaya-Z - ulubieńca czarnoskórej muzyki. A czego Obama nie słucha? No cóż, nie powiedział ani słowa o country - muzyce kowbojów z konserwatywnego południa USA.