"W minionym miesiącu zebraliśmy ponad 50 mln dol. Radzimy sobie znakomicie" - chwalił się Bill Burton, rzecznik kampanii Obamy, komentując zarazem pojawiające się jeszcze niedawno doniesienia na temat kłopotów finansowych Demokratów.

Reklama

Senator z Illinois ma już 340 mln dol., a jego republikański kontrkandydat zaledwie 140 mln. To dwuipółkrotne przebicie nie miało precedensu w historii walki o Biały Dom. Dodatkowo Obamie udało się zmobilizować wyjątkową liczbę darczyńców - aż 1,7 mln. Demokraci chwalą się wręcz, że większość środków pochodzi z drobnych datków, z których każdy wynosi średnio 68 dol. McCain tymczasem liczy na wielkie korporacje, które do tej pory dały mu grubo ponad połowę jego wszystkich zasobów (dla porównania Obamie jedynie 17 proc.).

Obserwatorzy walki o Biały Dom przekonują, że słabe wyniki McCaina to zasługa jego pomysłów z czasów zasiadania w Senacie. To on bowiem jako senator zainicjował sześć lat temu przełomową reformę finansowania kampanii, czego skutkiem było odsunięcie od niej wielkiego biznesu i lobbystów. Tymczasem finansjera tradycyjnie wspiera kandydatów Partii Republikańskiej.

"Choć pieniądze nie przesądzają jeszcze o wyniku wyborów, Barack Obama jest w naprawdę uprzywilejowanej sytuacji i może wręcz zasypać Stany Zjednoczone swoimi materiałami promocyjnymi": - mówi DZIENNIKOWI Massie Ritsch z waszyngtońskiego Center for Responsive Politics zajmującego się badaniem kampanii politycznych.

Demokratyczny kandydat doskonale zdaje sobie z tego sprawę i właśnie przystąpił do ofensywy w stanach, które tradycyjnie głosują na Republikanów. Alaska, Montana, Indiana, Kolorado, wahające się zwykle Ohio, Newada i Missouri oraz bardzo dotąd republikańska Wirginia stały się głównymi celami Baracka Obamy.

"Senator z Illinois spycha McCaina do obrony na własnym terytorium. Np. na Alasce łączy swoją kampanię z walką o sprawy ekologii bardzo bliskie mieszkańcom tego stanu. Z kolei w Wirginii planuje uwieść tamtejszych wyborców o centrowych poglądach reklamówkami promującymi jego program gospodarczy" - dodaje Ritsch.

Jeśli nie zdarzy się cud, kandydat Demokratów po prostu przelicytuje republikanina w walce o głosy niezdecydowanych. Po raz pierwszy może zdarzyć się tak, że głównym powodem wyborczej porażki nie będzie mniej atrakcyjny program czy kampanijne chwyty, a prozaiczny brak funduszy.