Autorem osobliwych przepisów jest Ab Klink, minister zdrowia, dobrobytu i sportu z koalicyjnego CDA (Apelu Chrześcijańsko-Demokratycznego). Oddelegował on już 200 inspektorów, którzy od teraz będą sprawdzali lokale w całym kraju, czy nowe prawo jest przestrzegane. Właścicielom barów, gdzie mimo zakazu nadal będzie tolerować się palaczy, grożą surowe kary - od grzywny, której wysokość może wynieść nawet kilka tysięcy euro, po zamknięcie lokalu.

Reklama

Jednak wielu palaczy nowe przepisy uznaje za absurdalne. Chodzi m.in. o to, że teraz za palenie popularnych w Holandii słabszych - czyli mniej odurzających, z domieszką tytoniu - skrętów będzie groziła grzywna, podczas gdy mocniejsze jointy, tylko z marihuaną, pozostaną całkowicie legalne. Tymczasem z badań wynika, że aż czterech na pięciu miłośników trawki używa słabszych skrętów. "Dla mnie sama marihuana jest za mocna, robię się senny. Jeśli nie będzie już słabszych jointów, nie będę tu przyjeżdżał" - mówi Brytyjczyk Barry Johnson, który pojawia się w Amsterdamie kilka razy w roku.

Dlatego właściciele coffee shopów mają sporo obaw. "Większość z naszych klientów nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że przepisy się zmieniają. Podejrzewam, że dla wielu z nich mogą one być sporą niespodzianką" - powiedziała DZIENNIKOWI Trisha Satzglied z coffee shopu Greenhouse Effect w Amsterdamie.

W Holandii od 1976 r. posiadanie niewielkiej ilości (dziś jest to pięć gramów) tzw. miękkich narkotyków, czyli marihuany lub haszyszu, nie jest karalne. Tamtejsze prawodawstwo jest wciąż ewenementem na skalę europejską. Zaostrzane są natomiast przepisy antynikotynowe - od 2004 r. obowiązuje już zakaz palenia w większości miejsc publicznych.