Policja prowadziła działania głównie w Saksonii-Anhalt i Dolnej Saksonii - powiedział rzecznik policji federalnej w środkowych Niemczech. Kolejne naloty zorganizowano w Berlinie, Saksonii i Nadrenii Północnej-Westfalii.

Według policji federalnej przeszukano ponad 40 lokali mieszkalnych i handlowych. Podejrzane firmy miały przywozić do Niemiec ludzi z Europy Wschodniej z podrobionymi lub sfałszowanymi dokumentami. Specjalna komisja bada sprawę od kwietnia 2020 roku.

Reklama

Policja informuje, że dochodzenie jest skierowane przeciwko dziesięciu podejrzanym w wieku od 41 do 56 lat: sześciu Niemcom, trzem Polakom i Ukraince. Chodzi o zarzuty przemytu ludzi oraz fałszowanie dokumentów.

Dwóm firmom zarzuca się, że działając niezależnie od siebie, postępują według tego samego schematu - przywożą do Niemiec głównie Rumunów z fałszywymi dokumentami. Wspierają ich podczas urzędowych wizyt, organizują dla nich zakwaterowanie i transport, ale odliczają koszt tych usług od wynagrodzenia.

Nielegalnie wjeżdżającym pracownikom tymczasowym grozi wydalenie z Niemiec.

Środowy nalot ma "rzucić światło na nielegalne zatrudnianie pracowników tymczasowych” - powiedział rzecznik policji. Warunki pracy w branży mięsnej i zakwaterowanie zagranicznych pracowników ponownie znalazły się w centrum uwagi po masowych infekcjach koronawirusem w największej niemieckiej firmie z branży mięsnej - Toennies. W odpowiedzi na to zapoczątkowano tzw. Ustawę o Kontroli Bezpieczeństwa i Higieny Pracy.

Według słów jej rzecznika sama firma mięsna Teonnies nie została dotknięta nalotami. Jak dotąd nie przeprowadzono przeszukania naszej lokalizacji w Weissenfels - powiedział rzecznik firmy. W środę rano nie było też przeszukań w innych zakładach Toennies w Niemczech.