Jak młodzi zwolennicy prezydenta Dmitrija Miedwiediewa i premiera Władimira Putina tłumaczą winę Amerykanów? Ich zdaniem USA po cichu wspierały Gruzję, która za wszelką cenę chciała włączyć do swego terytorium separatystyczną Osetię Południową. A gdy siły gruzińskie weszły do zbuntowanej prowincji, Rosja nie miała wyjścia i musiała odeprzeć ten atak - przekonują "Nasi".

Reklama

Premier Władimir Putin również ma swojej polityce nic do zarzucenia. "Z prawnego punktu widzenia działania Rosji w Osetii Południowej są całkowicie prawomocne" - powiedział szef rosyjskiego rządu we Władykaukazie w Osetii Północnej, gdzie przyjechał wprost z olimpiady w Pekinie.

Putin w rosyjskiej telewizji państwowej Wiesti-24 zaapelował do Gruzinów, by przerwali "agresję przeciwko Osetii Południowej".

Wcześniej do przerwania bombardowań i do rozpoczęcia rozmów wezwał Rosjan prezydent USA George W. Bush. "Integralność terytorialna Gruzji musi być respektowana" - zaapelował. Na te słowa szybko odpowiedział mu prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew. Stwierdził, że dopóki Gruzja nie wyjdzie z Osetii Południowej, nie ma mowy o zakończeniu bombardowań i jakichkolwiek rozmowach.

Reklama

W walkach zginęło już dwa tysiące osób. Niemal wszystkie ofiary to cywile - informuje rosyjski ambasador akredytowany w Gruzji. Do tej pory potwierdzono też śmierć 30 żołnierzy gruzińskich oraz 15 rosyjskich.