"W obliczu kobiet z poderżniętymi gardłami i zgwałconych oraz bardzo ciężkich aktów przemocy Putin znalazł się w straszliwej sytuacji. Gruziński prezydent, korzystając z olimpiady, podjął absurdalną decyzję o przeprowadzeniu niebywałego ataku" - stwierdził Berlusconi podczas przemówienia na zlocie członków swojej partii w Mediolanie.

Reklama

Włoski premier bronił Rosji, jak tylko mógł. "Reakcja Putina o ruszeniu na Tbilisi przeciwko prezydentowi, który splamił się tymi bardzo ciężkimi aktami, była logiczna" - przekonywał.

A potem dał do zrozumienia, że Gruzja i Zachód powinni być wdzięczni Putinowi, że nie posunął się jeszcze dalej. "Wojsko rosyjskie zatrzymało się 15 kilometrów od gruzińskiej stolicy, unikając w ten sposób powrotu do wstępu do zimnej wojny" - oświadczył Berlusconi.

Szef włoskiego rządu chyba zapomniał, że Unia Europejska stanowczo potępiła rosyjski atak na Gruzję, jako niewspółmiernie duży w stosunku do działań gruzińskich.

Słowa Berlusconiego nie dzwią, jeśli przypomnieć, że Władimir Putin jest jego serdecznym przyjacielem i obaj często razem spędzają wakacje w posiadłościach lub na luksusowych jachtach włoskiego bogacza.