Drugiego października rządowy Tupolew-154 z Juszczenką na pokładzie - dokładnie taki sam, o jakiego kłócą się Donald Tusk i Lech Kaczyński - wystartował z podkijowskiego lotniska Boryspol w rejs do Lwowa. Po 20 minutach lotu wieża na Boryspolu otrzymała komunikat, że Tupolew ma kłopoty techniczne i natychmiast musi zawracać. Po wylądowaniu prezydent natychmiast przesiadł się do innego, "sprawnego" samolotu. I odleciał do Lwowa. Chwilę później okazało się, że rządowy Ił-62, do którego przesiadł się Juszczenko, przypadkiem jest samolotem, którym tego samego dnia Tymoszenko miała lecieć na negocjacje w sprawie cen gazu do Moskwy.

Reklama

Akcja z awaryjnym lądowaniem okazała się mistyfikacją. W Kijowie wybuchła burza. Otoczenie Julii Tymoszenko oskarżyło prezydenta o sabotowanie wizyty szefowej rządu w Moskwie. Juszczenko chciał uniemożliwić Tymoszenko osiągnięcie sukcesu w postaci wynegocjowania korzystnych cen na gaz. Nie mógł zabrać jej paszportu, więc zabrał jej leciwego Iła.

Do podniebnej przepychanki doszło także w Pakistanie. W październiku 1999 r. premier Nawaz Sharif pokłócił się z ówczesnym głównodowodzącym armii, a późniejszym prezydentem Perwezem Muszarrafem. Szef rządu postanowił pozbawić wpływowego generała stanowiska, gdy ten na pokładzie samolotu czarterowego wracał ze stolicy Sri Lanki Kolombo do Karaczi. Gdy maszyna dotarła nad Karaczi, rząd wydał rozkaz zamknięcia lotniska, by uniemożliwić lądowanie. Pilot postanowił zmienić kurs i wylądować na jednym z prowincjonalnych lotnisk. Nie pozwolił na to jednak sam Muszarraf, który wtargnął do kabiny pilotów i zażądał, by samolot krążył nad miastem do czasu, aż jego zwolennicy przejmą władzy w państwie. Po wylądowaniu w Karaczi okazało się, że w bakach maszyny zostało paliwa na zaledwie 7 minut lotu. Rejs skończył się bezkrwawo. Premier Sharif musiał jednak za swój podstęp zapłacić stanowiskiem.

Wzajemne prężenie muskułów to specjalność polityków kaukaskich. W Czeczenii regularnie dochodzi do sporów o to, kto jest ważniejszy - nominalny prezydent Ramzan Kadyrow czy przywódca rywalizującego z nim rodu Sulim Jamadajew. W kwietniu tego roku pod miastem Argun doszło niemal do bitwy między ochroną Ramzana a uzbrojonymi po zęby ludźmi Sulima z elitarnego oddziału Wostok. Bitni Czeczeńcy zaczęli do siebie strzelać. Czemu? Bo na prowincjonalnej drodze nie starczyło miejsca, by obie kolumny bardzo ważnych samochodów mogły się wyminąć. A nikt nie chciał ustąpić. Sprawa zakończyła się niemal wojną domową. Mediować musieli Rosjanie.

Reklama

W sporach kompetencyjnych na szczytach władzy ugrzązł również egzotyczny Madagaskar. W grudniu 2001 r. po wyborach okazało się, że państwem rządzi dwóch prezydentów - Didier Ratsiraka i Marc Ravalomanana. Panowie powołali również dwa rządy. Były dwie stolice - w Toamasinie i Antananarywie. Z czasem powstały dwie floty prezydenckich samolotów i limuzyn. Ostatecznie spór rozwiązał się sam. Ratsiraka w lipcu 2002 r. zdecydował, że opuści kraj. Jeden z dwóch prezydentów przez malownicze Seszele odleciał na polityczną emeryturę do Francji.