ZBIGNIEW PARAFIANOWICZ: Rozwiązał pan parlament. Na Ukrainie trwa kolejny kryzys polityczny. Nie uważa pan, że decyzja o rozwiązaniu rady i późniejsze konsekwencje tego są krokiem przeciw euroatlantyckim ambicjom Ukrainy? Wielu polityków na Zachodzie może powiedzieć: patrzcie, Ukraina znów jest w kryzysie politycznym, nie należy jej zapraszać do MAP w grudniu (planu działań na rzecz członkostwa w NATO - najważniejszego kroku na drodze do pełnego członkostwa w Sojuszu - red.).
WIKTOR JUSZCZENKO*: Nie sądzę, aby tak się stało. Sprawy krajowe są sprawami krajowymi. Należy przestać wspominać moment, w którym znaleźliśmy się w kryzysie parlamentarnym. Ważne, by mówić o tym, jak z niego wychodzimy. Daję gwarancję, że z tego kryzysu - tak jak i z poprzednich - wyjdziemy w demokratyczny sposób. Gwarancję, która świadczy o tym, że jesteśmy demokratycznym państwem. Nie wysyłamy czołgów na parlament. Nikt nie będzie strzelał do nikogo. Mamy skomplikowaną dyskusję i uszanujmy to. Ta dyskusja staje się coraz bardziej skomplikowana nie z powodów wewnętrznych, ale powodów zewnętrznych. Była możliwość, by szybko się dogadać. Niestety stało się to niemożliwe ze względu na zewnętrzne procesy. Staram się przekonać każdego polityka, by był uczciwy. By próbował być ukraińskim politykiem. Wiem jednak, że czasem dla niektórych jest to zbyt trudne. Wiem, że są tacy, którzy zwrócą się do tych innych stron.

Reklama

Mimo wszystko dzisiejsze problemy krajowe nie dają prawa politykom z NATO, by podejmować negatywne decyzje w naszej sprawie. Piłka nie jest po naszej stronie. Wszystko zależy od woli politycznej państw NATO. Dla Europy rozszerzenie strefy bezpieczeństwa na wschód powinno być szczególnie ważne teraz - po wydarzeniach na Kaukazie. Jesteśmy gotowi przyjąć zobowiązanie, że nasze terytorium nie zostanie użyte do osłabienia niczyjej polityki obronnej. Włączając Rosję. MAP nie gwarantuje pełnego członkostwa. Ale gwarantuje, że Zachód nas będzie słyszał i poda nam pomocną dłoń. To jest sygnał, który chcielibyśmy usłyszeć.

Jaka jest teraz sytuacja na Krymie? (Krym często pojawia się na Zachodzie jako argument przeciw przyjmowania Ukrainy do NATO. Berlin i Paryż obawiają się, że zaproszenie Ukrainy do MAP sprowokuje Rosję do zagrania krymską kartą, wywołania na rosyjskojęzycznym półwyspie niepokojów - red.) Pojawiły się liczby mówiące o tym, że już 20 tys. rosyjskich paszportów zostało wydanych ludności półwyspu. Jaki jest cel rosyjskich działań na Krymie?
Dałem polecenie, by sprawdzić sytuację paszportową na Krymie. Wykryto nielegalną dystrybucję paszportów w 1300 przypadkach. Prokuratura Generalna Ukrainy przeprowadziła śledztwo każdego przypadku. Ludzie, którzy otrzymali rosyjskie paszporty - przede wszystkim jako personel bazy - mieli do tego prawo. Ale jeśli stali się obywatelami Rosji, to powinni oddać swoje ukraińskie paszporty.

Julia Tymoszenko podczas sierpniowego konfliktu w Gruzji nie mówiła nic, co mogłoby wskazywać na poparcie dla prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego. Czy według pana Tymoszenko zawarła jakiś układ z Kremlem, którego stawką jest jej polityczna przyszłość?
To, co się dzieje teraz w ukraińskim parlamencie w relacjach między najwyższymi władzami na Ukrainie, ma nie tylko przyczyny wewnętrzne. Dlatego tak trudne jest zakończenie tego konfliktu (chodzi o konflikt między premier Tymoszenko i prezydentem Juszczenką wokół decyzji o rozwiązaniu parlamentu - red.). Jest wiele zależności między kimś a opiniami i działaniami podejmowanymi gdzie indziej. Jestem jednak optymistą i wiem, że ta feudalna polityka nie zadziała w tym kraju. Musicie czytać między wierszami.

Mija właśnie czwarta rocznica pomarańczowej rewolucji. Czy nie uważa pan z perspektywy czasu, że błędem było uczynienie ze swojego dawnego przeciwnika Wiktora Janukowycza szefa rządu?
Pierwszy rząd - tuż po pomarańczowej rewolucji w 2005 roku z premier Julią Tymoszenko na czele - zamiast harmonijnego działania stanął przed obliczem kolosalnych komplikacji. Ujawniły się pierwsze oznaki rozłamu. Rewolucja daje szansę. Sama jednak nie powoduje zmian. Te szanse nie zostały wykorzystane. Przede wszystkim w gospodarce w 2005 r. To było najbardziej bolesne. W ukraińskiej polityce pojawiły się socjalistyczno-populistyczne pomysły. Premier Tymoszenko przyszła kiedyś do mnie i powiedziała, że zamierza znacjonalizować 3500 przedsiębiorstw, by zwiększyć wpływy do budżetu. Dla mnie to był szok. Wówczas na początku roku mieliśmy rozwój gospodarczy na poziomie 7 proc., już we wrześniu byliśmy 1,3 proc. na minusie.

Czy według pana Julia Tymoszenko, jeśli zostanie prezydentem Ukrainy, stanie się ukraińską wersją Władimira Putina?
Nie chcę nikogo obrażać. Jesteśmy narodem europejskim i nie możemy wracać do Azji. Ale nikt nie powiedział, że nie będzie takich prób.

Dziś sytuacja gospodarcza Ukrainy jest bardzo słaba, przemysł metalurgiczny podupada, ludzie są wysyłani na bezpłatne urlopy, stają budowy, bo brak pieniędzy na ich dokończenie. Jak pan chce opanować kryzys, podczas gdy na Ukrainie trwa zawierucha polityczna?
Kluczem do kryzysu była populistyczna polityka socjalna. Rząd popełnił błędy. Oto przykład: socjalne wydatki budżetowe od stycznia 2007 r. do stycznia 2008 r. wzrosły o 75 proc. To są najwyższe liczby wzrostu wydatków socjalnych od 1996! Populizm nie przynosi nic innego jak tylko problemy.

*Wiktor Juszczenko, prezydent Ukrainy. Wywiad przeprowadzony wspólnie przez DZIENNIK, "Times" "Le Monde" i "Frankfurter Allgemeine Zeitung"