Zeszłoroczna katastrofa pod Norylskiem, gdzie na terenie elektrowni należącej do koncernu Norylski Nikiel wyciekło 21 tys. ton oleju napędowego była przypadkiem szczególnym. W tym samym czasie do ekologicznych katastrof przemysłowych dochodzi w różnych częściach Rosji - mówi PAP Szkradiuk, koordynator programu ekologizacji działalności przemysłowej w organizacji ekologicznej Centrum Dzikiej Przyrody.

Reklama

Przykładem jest kopalnia Sibaj w republice Baszkotorstanu, na Uralu Południowym, gdzie wydobywano rudy miedzi. Na dnie nieczynnej już kopalni pali się siarka. - Ogromne erupcje toksycznych gazów wydostają się na powierzchnię i docierają do pobliskiej miejscowości. Mieszkańcy ustawili liczniki substancji zanieczyszczających, przede wszystkim dwutlenku siarki i przy pomocy tych liczników udowodnili, że normy zanieczyszczenia powietrza w okolicach zamieszkanych są przekroczone wielokrotnie - mówi Szkradiuk.

Niekiedy bieżąca i systematyczna działalność zakładów prowadzi do zanieczyszczenia na dużą skalę. Takim przypadkiem jest działalność kopalni Szemur na północnym Uralu, należącej do firmy Swiatogor. Jak mówi Szkradiuk, poważne błędy podczas badań geologicznych i oszczędzanie na środkach bezpieczeństwa sprawiły, że ilość wody zbierającej się w kopalni przekraczała możliwości oczyszczalni. Woda zawierająca sole metali ciężkich trafiała do rzeczek. - W efekcie, zostały one zatrute na wiele dziesiątków kilometrów ich nurtu. Woda w nich stała się niezdatna do picia i do kąpieli. Znikły ryby, a na brzegach ginęły drzewa - mówi ekolog.

Mieszkańcy i pracownicy rezerwatu Dienieżkin Kamień przez wiele lat alarmowali, że z powodu zanieczyszczeń kopalni ginie przyroda. Dopiero tej zimy udało się im osiągnąć to, że organy państwowe przyznały oficjalnie, że sytuacja jest katastrofalna - powiedział ekolog.

Na początku marca odbyły się spotkania przedstawicieli Uralskiej Firmy Górniczo-Metalurgicznej (UGMK) - holdingu, którego spółką córką jest firma Swiatogor - z mieszkańcami i specjalistami. UGMK "obiecała dodatkowe oczyszczalnie, izolowanie ścian odkrywki itd., ale zdaniem specjalistów te środki nie są wystarczająco niezawodne technicznie i przemyślane. Mieszkańcy nie są pewni, że zanieczyszczenie ustanie" - powiedział działacz.

Tymczasem spółka Swiatogor ma zamiar rozszerzać inną swoją dużą kopalnię koło miejscowości Baranczynski na Uralu, w obwodzie swierdłowskim. Jak opowiada Szradiuk, mieszkańcy okolicznych wsi skarżą się na eksplozje, podczas których jednocześnie detonowanych jest do 80 ton materiału wybuchowego. W domach mieszkalnych pojawiają się pęknięcia. Jednak firma zaprzecza, by miało to związek z jej działalnością. Teraz mieszkańcy zamierzają zainstalować urządzenia, które będą rejestrować wstrząsy.

Przypadkiem katastrofalnej sytuacji, która ciągnie się przez lata jest "fenolowe jezioro" - zbiornik, który powstał w Ułan Ude, głównym mieście republiki Buriacji, regionie Rosji sąsiadującym z Mongolią. To efekt długoterminowej działalności przemysłowej. Jeszcze w czasach radzieckich przez dekady pozyskiwano tam gaz dla zakładów odlewniczych poprzez pirolizę węgla. Jest to proces ogrzewania węgla bez dostępu powietrza. Powstającą wraz z gazem ciężką smołę składowano w jamie na terenie zakładów.

Reklama

Jak opowiada Szkradiuk, przed 15 laty zakłady wreszcie przestały pozyskiwać gaz z węgla i zaczęły kupować skroplony propan-butan. Jamę wypełnioną smołą po prostu zasypano. "Podczas zasypania podniósł się poziom wody nasyconej trującym fenolem, woda zaczęła się przesączać przez ziemię w inne rejony, w stronę domów mieszkalnych" - mówi ekolog. Trzeba było wielu lat, aby sąd wezwał firmę do zlikwidowania tego "jeziora fenolowego" zajmującego kilka hektarów.

Firma dwa razy prosiła w sądzie o odroczenie wykonania tej decyzji. Wreszcie, przedstawiła projekt spalania smoły. Zarejestrowano trzy społeczne ekspertyzy ekologiczne tego projektu, które jeszcze się nie zakończyły. Szkradiuk nie ma wątpliwości, że wszystkie trzy oceny będą zdecydowanie negatywne i wskażą, że do oczyszczenia gruntu z ciężkich produktów naftowych trzeba użyć innej technologii.

Ekolog podkreśla, że katastrofa w Norylsku pokazała "nadzwyczajny stopień zaniedbań i lekceważenia obowiązków". Jednocześnie jednak w Rosji "setki tysięcy ton ropy i produktów naftowych dostaje się do środowiska na skutek wszelkiego rodzaju wycieków ze zbiorników i rurociągów" - mówi ekspert. Setki tysięcy ton paliwa rozlewa się przede wszystkim w przedsiębiorstwach prowadzących wydobycie ropy i gazu.

Jak zauważa Szradiuk, jest już technicznie możliwe oczyszczanie ropy wprost w odwiertach i kierowanie do rurociągu surowca "znacznie mniej agresywnego", który nie będzie zżerał ścian rurociągów. "Jednak nafciarze nie chcą inwestować w rozwój nowych technologii, w najnowszy sprzęt, dlatego, że grzywny za zanieczyszczenie środowiska są dla nich o wiele niższe" - wskazuje rozmówca PAP.

Podkreśla, że wysoka grzywna - 145 mld rubli (równowartość ok. 2 mld USD) - na którą sąd skazał koncern Norylski Nikiel za wyciek paliwa, jest pierwszym takim przypadkiem w Rosji.

Ekspert wskazuje też na nastawienie samego społeczeństwa. Teraz Rosjanie "żądają pełnej odpowiedzialności biznesu za zanieczyszczenia środowiska naturalnego" - mówi PAP Szkradiuk.