Mykoła, dziennikarz broniącej praw człowieka organizacji ZMINA i nauczyciel języka niemieckiego, zajął się badaniem zbrodni wojennych wkrótce po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainie. Uświadomiłem sobie, że jest ich zbyt wiele, żeby nasze instytucje poradziły sobie same – mówi PAP.

Reklama

Doświadczenie z Krymu

ZMINA wchodzi w skład Koalicji 5 rano – grupy 29 organizacji, której nazwa odnosi się do godziny rozpoczęcia 24 lutego rosyjskiej agresji. Na początku pracowaliśmy ze schronów, tam rozwijaliśmy naszą bazę danych i rozpoczętą drugiego dnia inwazji działalność – wspomina dyrektorka ZMINY Tetiana Pechonczyk.

Wielu członków Koalicji zdobywało doświadczenie badając zbrodnie popełniane w trakcie trwającej od 2014 roku wojny na wschodzie Ukrainy i na okupowanym przez Rosję Krymie. Dzięki temu – jak mówią jej członkowie – kanały komunikacji, kontakty i metody współpracy z instytucjami były już ustanowione i sprawdzone. Głównymi zadaniami Koalicji są: dokumentacja zbrodni wojennych, informowanie o nich, udzielanie pomocy prawnej ofiarom i wspieranie rozwoju krajowego ustawodawstwa.

Weryfikujemy dane pochodzące ze źródeł jawnych: mediów społecznościowych, lokalnej prasy czy stron lokalnych władz i instytucji, wyjeżdżamy na misje terenowe, gdzie zbierane są dowody i zeznania ofiar – tłumaczy Pechonczyk.

Mozolne zbieranie danych

Jednym z pracujących w terenie członków Koalicji 5 rano jest Mykoła Myrny. Mówiąc o metodologii swojej pracy podkreśla, że większość badanych przez niego przypadków znajduje w internecie. Potencjalnych zbrodni szukam na własną rękę – głównie w internecie. Zebranie wszystkich informacji i zeznań zdalnie jest niemożliwe, dlatego później – mając poszlaki i szczątkowe informacje – udaję się w teren, by zbadać daną sprawę – tłumaczy. Taki wyjazd organizuję sam, na miejsce jeżdżę pociągami i busami – dodaje.

Mykoła skupia się na położonym na północnym-wschodzie Ukrainy obwodzie sumskim – stamtąd pochodzi i znajomość regionu wykorzystuje w swej pracy. Na miejscu staram się rozmawiać z jak największą liczbą świadków, robię dokumentację zdjęciową i filmową. Przede wszystkim muszę ustalić, czy dana sytuacja może zostać zakwalifikowana jako zbrodnia wojenna, czy nie - wyjaśnia.

Reklama

Zajmowałem się przypadkiem uszkodzenia w trakcie walk domu starszej kobiety – Rosjanie celowali w siedzibę straży pożarnej, a jej dom został trafiony przypadkiem. W takiej sytuacji nie możemy mówić o zbrodni wojennej. Napisałem o tym zdarzeniu tekst, który opublikowaliśmy na stronie naszej organizacji, ale zebrane dowody nie trafiły do bazy danych potencjalnych zbrodni wojennych, ani dalej do ukraińskich czy międzynarodowych instytucji – dodaje.

Najcięższe przypadki zbrodni

Jedną ze zbrodni wojennych, którymi po 24 lutym zajęła się ZMINA, było porwanie 33 kierowców przewożących pomoc humanitarną do oblężonego przez Rosjan Mariupola. Kierowców trzymano w więzieniu w Oleniwce na terenie okupowanej części Donbasu. Ich rodziny starały się najpierw utrzymać sprawę w tajemnicy, po dwóch miesiącach okazało się jednak, że nie przynosi to skutku, więc zgłosili się do nas. Separatystyczne władze oskarżyły ich o terroryzm i rozpoczęły sprawy sądowe – wyjaśnia Pechonczyk. Przesłuchaliśmy rodziny, zebraliśmy – korzystając z białego wywiadu – dowody i informacje, które potem dostarczyliśmy ukraińskim instytucjom - dodaje. 32 kierowców zostało już zwolnionych.

Mówiąc o najcięższych przypadkach, z którymi mógłby się zmierzyć w obecnej pracy, Mykoła przywołuje tortury i gwałty. Takimi sprawami powinien zajmować się psycholog, czyli osoba profesjonalnie do tego przygotowana. Trafiłem na przypadek zgwałconej w obwodzie kijowskim kobiety; odmówiłem rozmowy, przekazałem kontakt przełożonemu, żeby trafił on do odpowiednich instytucji – przyznaje.

Po ostatnim 4-dniowym wyjeździe nie mogłem normalnie funkcjonować przez około tydzień, to naprawdę pozostawia poważny ślad na psychice – dodaje.

Najbardziej boję się tego, że sprawcy nie zostaną ujęci. Sądy międzynarodowe skoncentrują się na najwyższym szczeblu, a sami wykonawcy rozkazów pozostaną bezkarni. A niekarane zbrodnie będą się powtarzać – przyznaje Mykoła.

Problemy ukraińskiego prawa

Na problemy ukraińskiego prawa szczególną uwagę zwraca Pechonczyk. Nasz Kodeks karny nie jest zharmonizowany ze standardami międzynarodowymi. W legislacji Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) istnieje podział w obrębie samej kategorii zbrodni wojennej, na Ukrainie tego podziału nie ma, więc wszystkie zbrodnie – gwałty, pozasądowe egzekucje itp. – są wrzucane do jednego worka – mówi.

Projekt harmonizacji Kodeksu karnego z międzynarodowymi standardami przygotowano ponad rok temu; nadal czeka na podpis prezydenta - dodaje.

Chociaż Ukraina poddała się jurysdykcji MTK w roku 2015, kraj ten do dziś nie ratyfikował statutu rzymskiego umożliwiającego pełnoprawne członkostwo w Trybunale. W MTK mamy obecnie same obowiązki, po ratyfikacji mielibyśmy też prawa – zauważa rozmówczyni PAP. Brak ratyfikacji wynika z błędnych stereotypów nt. MTK: armia ukraińska boi się, że po ratyfikacji dowódcy będą mogli zostać wysłani do Hagi, co – jeśli miałoby do tego dojść – może mieć miejsce już teraz – dodaje.

Kolejnym problemem jest przygotowanie prokuratorów. Nawet z najlepszymi przepisami nie poradzimy sobie bez odpowiednio wyszkolonych specjalistów. Dlatego tak ważne jest angażowanie zagranicznych ekspertów – wskazuje Pechonczyk.

Według danych ukraińskiej prokuratury generalnej w kraju zarejestrowano dotąd ponad 36 tys. zbrodni wojennych popełnionych przez Rosjan po 24 lutego.

Myślę, że jednym z rozwiązań byłoby utworzenie specjalnej instytucji zajmującej się wyłącznie zbrodniami wojennymi, wzorowanej na już istniejącym biurze zajmującym się korupcją – ocenia rozmówczyni PAP.

Z Kijowa Jakub Bawołek