Zdaniem sekretarza generalnego Ban Ki-moona, Izrael ma pełne prawo do obrony przed ostrzałem rakietowym prowadzonym z terytorium Strefy na południową część kraju. Jednak środki, na jakie zdecydował się rząd Ehuda Olmerta, by przerwać falę ataków, są niewspółmierne do zagrożenia. Operację "Płynny ołów", jaką izraelska armia zaczęła w sobotę, Ban Ki-moon określił jako "nadużycie siły". "Głęboko smuci mnie, wynikające z przemocy i zniszczenia, do jakich dochodzi w ostatnich dniach, cierpienie cywilów" - oświadczył.

Reklama

Wczoraj ONZ potwierdziła dane dotyczące liczby ofiar trwających od czterech dni nalotów. Zginęło w nich ponad 320 osób, dziś liczba ta powiększyła się o co najmniej dziesięć osób. Po izraelskiej stronie zginęły dotychczas cztery osoby, w tym jeden żołnierz.

>>> Zobacz raport o wojnie w Gazie

"Te statystyki mówią same za siebie" - mówi nam Robert Lowe, ekspert Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych z Londynu. "Skala izraelskiej odpowiedzi jest zdecydowanie niewspółmierna do palestyńskich ataków, które powodują niewielkie i bardziej wynikające z przypadku straty" - dodaje. Według niego, w efekcie Izraelczycy powtarzają w ten sposób swoje błędy sprzed dwóch lat, z czasów wojny przeciw Hezbollahowi w Libanie. "Społeczność międzynarodowa widzi to i jednoznacznie potępia" - podkreśla Lowe.

Izrael przekonuje jednak, że wszystko jest pod kontrolą. "Na razie światowi liderzy nie potępili Izraela w sposób dramatyczny, nawet w ONZ nikt się z tym nie spieszy" - twierdzi jednak Dan Gillerman, izraelski ambasador w ONZ. "Do tej pory wyłącznie apelowano do nas o spokój i zawieszenie broni, jak zresztą się spodziewaliśmy" - dodaje. Jednak sympatię i współczucie świata, jakie wyrażano dla ofiar palestyńskich zamachowców i osób zabitych lub poranionych w eksplozjach rakiet Kassam, łatwo stracić.

>>> Przeczytaj, jakie były efekty czwartej doby nalotów

Nie służą temu z pewnością incydenty takie, jak staranowanie przez izraelski okręt patrolowy statku z pomocą medyczną dla Palestyńczyków. Choć nikomu nic się nie stało, izraelska marynarka wojenna zmusiła wolontariuszy organizacji humanitarnej, by zawrócili na Cypr. Na dodatek, jeżeli Jerozolima zdecyduje się na inwazję w Strefie Gazy, można się spodziewać kolejnej eskalacji przemocy i ofiar cywilnych. Przy tak nieproporcjonalnych siłach i taktyce radykałów, którzy zazwyczaj atakują Izraelczyków niespodziewanie, po to by chwilę później rozpłynąć się w tłumie lub zniknąć w przeludnionych obozach dla uchodźców, na pewno ucierpią przypadkowi ludzie.

"Niestety, Izrael od lat działa według zasady: jeżeli nas podrapiesz, uderzymy cię pięścią" - podkreśla Robert Lowe. "Za jednego zabitego Izraelczyka muszą odpowiedzieć sprawcy zbrodni, bez względu na to, ile ofiar padnie przy okazji" - dodaje. Ta taktyka przez lata służyła podnoszeniu na duchu Izraelczyków. Dziś zdaje się obracać przeciwko nim.