"Haarec" ocenia, że właściciel Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn, który przez około 24 godziny groził, że poprowadzi "marsz sprawiedliwości" na Moskwę, gdzie pociągnie do odpowiedzialności ministra obrony Siergieja Szojgu i innych generałów, a następnie w sobotę wieczorem wycofał się i powiedział, że jego ludzie wracają do swoich baz, po prostu doszedł do wniosku, że jego szanse na zdobycie Moskwy są niewielkie. Uznał najwyraźniej, że tak jak w każdej dyktaturze, również w Rosji, najsilniejsze i najbardziej lojalne jednostki wojskowe są rozmieszczone wokół stolicy.
Niemniej, nawet jeśli Prigożyn zrezygnował z najbardziej ambitnych elementów swojego planu, to już wyrządził Putinowi szkody, zdobywając w ciągu kilku godzin Rostów nad Donem, gdzie jego najemnicy zajęli błyskawicznie miasto liczące ponad milion mieszkańców, a następnie zatrzymali się na kawę w lokalnych restauracjach - pisze "Haarec".
Ponadto izraelski dziennik zwraca uwagę, że jeśli oddziały Grupy Wagnera nie powrócą teraz na linię frontu, to ich nieobecność będzie odczuwalna. Może to być okazją do szybkiego zwiększenia skali ukraińskiej kontrofensywy, a Putin może stanąć za kilka dni w obliczu nowych klęsk na Ukrainie.
Prigożyn "złamał wszelkie zasady"
"Haarec" podkreśla, że w piątek Prigożyn złamał wszelkie zasady dotyczące narracji Rosji na temat jej inwazji na Ukrainę, oskarżając rosyjskie ministerstwo obrony o "próbę oszukania społeczeństwa, prezydenta i opowiedzenia historii, że doszło do szalonej agresji ze strony Ukrainy i że zamierzali nas zaatakować wraz z całym blokiem NATO".
"Specjalna operacja wojskowa, która rozpoczęła się 24 lutego (2022 roku), została rozpoczęta z zupełnie innych powodów" - zasugerował Prigożyn.
Z Jerozolimy Marcin Mazur