Opinie i komentarze niemieckiej prasy przytacza serwis Deutsche Welle. "Wywody Władimira Putina można wyrzucić tam, gdzie - miejmy nadzieję - leżą już jego wcześniejsze eseje o historii: do kosza na śmieci" - pisze komentator dziennika "Die Welt" Jacques Schuster. Jak zaznacza, to nie Stalin sprezentował Polsce jej obecne zachodnie tereny, jak uważa Putin. Był to wynik ustaleń konferencji w Poczdamie, w której brali udział zwycięzcy drugiej wojny światowej - USA, Wielka Brytania i ZSRR.

Reklama

"Dla pełnego obrazu niech będzie wspomniane, że Rosja zagrabiła wcześniej polskie tereny wschodnie, wymordowała jej wykształconych mieszkańców i intelektualistów i zakopała ich w lesie w Katyniu. Do dziś Putin nie rozprawił się uczciwie z paktem Ribbentrop-Mołotow z 1939 roku" - czytamy.

Wojna psychologiczna

Autor podkreśla, że wszystkie groźnie brzmiące wypowiedzi, czy to o "prezentach Stalina dla Polski", czy też o "wycieczce Grupy Wagnera do Warszawy", o czym mówił prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka, są środkami prowadzonej wojny psychologicznej. Jak czytamy, mają one wbić klin między Warszawę i Kijów.

"Jedyną odpowiedzią jest zachowanie spokoju. NATO jest tak silne jak nigdy od 1989 roku. Jego siła bojowa jest wielokrotnie wyższa od rosyjskiej" - pisze Schuster. Dodaje, że "najemnicy prymitywnego Jewgenija Prigożyna oddają się swojej żądzy krwi w krajach trzeciego świata, ale w starciu z wojskami NATO nie mieliby żadnych szans".

Retoryka strachu

Reklama

O groźbach płynących z ust Putina i Łukaszenki pisze też na łamach berlińskiego dziennika "Die Tageszeitung" komentatorka gazety Barbara Oertel. Jej zdaniem, cel takich wypowiedzi jest oczywisty. Chodzi o wywoływanie zaniepokojenia i zasianie niezgody w trójkącie Polska, Ukraina, Niemcy.

"To, że taka retoryka wywołuje strach, jest zrozumiałe. Nie można się jednak temu poddać. Wywoływanie strachu jest częścią gry Putina wedle zasady "dzielić, gdzie tylko się da". Nie może mu się to udać" - czytamy.