Wybory prezydenckie w Rosji

Centralna Komisja Wyborcza w Rosji ogłosiła w poniedziałek 18 marca, że po przeliczeniu 99,75 proc. głosów Władimir Putin uzyskał poparcie na poziomie 87,29 proc. 71-letni rosyjski dyktator będzie sprawował władzę już w sumie piątą kadencję, która potrwa sześć lat.

"Liczba dziwnych głosów oddanych na Putina przy tradycyjnym głosowaniu papierowymi kartami do głosowania wynosi 22 miliony. I to przy ostrożnym szacowaniu" – napisał rosyjski programista Iwan Szukszyn, który współpracował z organizacją "Gołos".

Reklama

Jednak jak zauważa francuskie "Le Figaro", Putin wzmocniony wynikiem wyborów może otwierać nowe fronty walki z Zachodem.

Mołdawia. Następny cel Putina?

Reklama

Jaki będzie następny cel Putina? Wydaje mi się, że będzie to Mołdawia. Dopiero potem może zagrozić państwom bałtyckim i w końcu Polscemówił niedawno rosyjski opozycjonista Michaił Chodorkowski.

Mołdawia to kraj leżący między należącą do NATO Rumunią a zaatakowaną Ukrainą. Moskwa uważa, że należy ona wciąż do naturalnej strefy wpływów Rosji. Mołdawia to także scena najstarszego zamrożonego konfliktu w Europie – konflikt w Naddniestrzu od 1992 roku.

"Około 1500 rosyjskich żołnierzy stacjonuje w separatystycznej quasi-republice, stwarzając na razie ograniczone zagrożenie militarne, ale zarazem posiadają tam duże składy amunicji (…). Na razie wydaje się, że między Tyraspolem a Kiszyniowem utrzymuje się krucha równowaga - ale odkąd prezydent Mołdawii Maia Sandu rozpoczęła proces wprowadzania swojego kraju do Unii Europejskiej, hybrydowe ataki Rosjan podwoiły się" – czytamy w "Le Figaro".

Mołdawia pozostaje celem rosyjskiej ingerencji. Moskwa stara się podsycać niestabilność, wykorzystując w tym celu m.in. układy korupcyjne i wpływy oligarchów powiązanych z Rosją.

Zagrożenie ze strony Rosji dla krajów bałtyckich

Francuska gazeta zwraca też uwagę na kraje bałtyckie. Jako przykład wywieranej presji podano nakaz aresztowania estońskiej premier Kaji Kallus. Według rosyjskiej policji ma być ona odpowiedzialna za usuwanie pomników radzieckich żołnierzy.

"To tylko jeden z elementów presji wywieranej przez Rosję na kraje bałtyckie, byłe republiki ZSRR. Estonia, Litwa, a zwłaszcza Łotwa mają rosyjskojęzyczne mniejszości, które Kreml jest gotów 'ochraniać'" – zauważa "Le Figaro".

Przytoczono również komunikat Instytutu Badań nad Wojną (ISW), który w styczniu stwierdził, że Rosja szlifuje swoją retorykę, aby uzasadniać możliwą eskalację w krajach bałtyckich. Chodzić ma m.in. o rozwiązanie kwestii dostępu do Królewca, a także o scenariusze dotyczące tzw. przesmyku suwalskiego.

"Ryzyko bezpośredniego ataku na Estonię pozostaje w tym roku niskie, ale sytuacja bezpieczeństwa w całej wschodniej Europie zależy od zdolności Ukrainy do skutecznego odparcia rosyjskiej agresji" – wskazał estoński wywiad, jednocześnie wyrażając zaniepokojenie wzmacniającą się obecnością militarną Rosji w pobliżu granicy.

Rosja wywiera presję na byłe republiki radzieckie

"Le Figaro" zwraca też uwagę na konflikt o Górski Karabach. W nim Moskwa pełniła rolę obrońcy Erywania. W Armenii stacjonować ma wciąż 3000 rosyjskich żołnierzy, którzy pełnią tam "misję pokojową".

"Rosja zajęta wojną z Ukrainą nie była w stanie zareagować na błyskawiczną i skuteczną kampanię Azerbejdżanu w 2020 r., ani militarnie, ani dyplomatycznie. Jesienią ubiegłego roku, po uznaniu, że Kreml zdradził wiernego sojusznika, premier Armenii Nikol Paszynian zainicjował proces zbliżenia z Europą" – tłumaczy francuska gazeta.

Rosyjscy żołnierze wciąż obecni są w Gruzji. Rozpoczęta w sierpniu 2008 roku rosyjska inwazja miała "chronić" rosyjskojęzyczną mniejszość. W ten sposób Moskwa chciała odwieść Gruzinów od zbliżenia z Zachodem.

Gazeta przytacza słowa z raportu dla Francuskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. "Dla Rosji Gruzja pozostaje 'kolejnym polem bitwy w konfrontacji z Zachodem'" – stwierdził Régis Genté.