Według informatora tygodnika, prezydent nie wierzył ani Zbigniewowi Ziobrze, ani szefowi CBA, Mariuszowi Kamińskiemu. Dlatego Lech Kaczyński mówił Krauzemu, że pomóc mu mogą tylko koordynator służb specjalnych, Zbigniew Wassermann, czy ówczesny szef MSWiA, Janusz Kaczmarek.

Reklama

Skąd znajomość prezydenta z oligarchą? Krauze, według tygodnika, był u Kaczyńskiego cztery razy. Według "Newsweeka", miał na tych spotkaniach opowiadać o inwestycjach jego firmy, Petrolinvestu, w kazachskie złoża ropy naftowej. W spotkaniu brali też udział prawnicy z jednej ze znanych kancelarii, obsługujących spółkę Krauzego. W tej kancelarii pracuje też córka Lecha Kaczyńskiego.

Sam prezydent rewelacje tygodnika dementuje. Zapowiada podanie "Newsweeka" do sądu i będzie domagał się przeprosin i sprostowania - twierdzi w oficjalnym oświadczeniu Kancelaria Prezydenta. "Prezydent nie odbywał regularnych spotkań z szefem Prokomu. Od momentu objęcia urzędu widział się z nim trzy lub cztery razy. Nigdy nie doszło do rozmowy na temat zainteresowania służb specjalnych Prokomem, prezydent nigdy też nie wypowiadał słów, cytowanych w publikacji" - czytamy w komunikacie kancelarii.

A zanosi się na to, że przeprosin nie będzie. Takiego zamiaru nie ma autor tekstu, Bertold Kittel. Nie chce też ujawniać, jak zdobył informacje. "Gdybym zdradził w jaki sposób kontaktowałem się ze swoim źródłem, zdemaskowałby je" - mówi Radiu Zet dziennikarz.

Reklama