"Dokument został sporządzony i podpisany przez prokuratora okręgowego. Dołączone są do niego wyciągi ze stosownych kodeksów: karnego i postępowania karnego oraz innych ustaw szczegółowych. Został przekazany do tłumaczenia. Po tej technicznej czynności zostanie wysłany" - powiedziała Marcinkowska.
Minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski powiedział w środę dziennikarzom, że wniosek został przygotowany we wtorek. "Dzisiaj miał on zostać skierowany i mam nadzieję, że już dotarł do Ministerstwa Sprawiedliwości Królestwa Szwecji" - powiedział minister. Jak dodał, zakres pomocy prawnej jest we wniosku szczegółowo doprecyzowany. Minister wyjaśnił, że obecnie szwedzki resort sprawiedliwości skieruje polski wniosek do właściwej jednostki organizacyjnej tamtejszej prokuratury.
W środę Kwiatkowski rozmawiał na temat wniosku ze swoją szwedzką odpowiedniczką Beatrice Ask. "W trakcie rozmowy ministrowie ustalili, że wniosek ten - ze względu na wagę sprawy i wbrew wcześniejszym planom - zostanie przekazany pomiędzy organami centralnymi, tj. pomiędzy Ministerstwem Sprawiedliwości RP i Ministerstwem Sprawiedliwości Królestwa Szwecji, a nie jak wcześniej planowano pomiędzy Prokuraturą Okręgową w Krakowie i stroną szwedzką" - czytamy w komunikacie MS.
Kwiatkowski uzyskał zapewnienie, że szwedzkie Ministerstwo Sprawiedliwości będzie na bieżąco informować polską stronę o podejmowanych przez tamtejsze organa ścigania działaniach i ich efektach. Zadeklarował także wszelką pomoc, jakiej w razie potrzeby może udzielić szwedzkim partnerom.
Wcześniej w TVP Info minister Kwiatkowski powiedział, że strona szwedzka prowadzi śledztwo "szersze niż tylko i wyłącznie odpowiedź na nasz wniosek o pomoc prawną, a związany z czynnościami, które mają doprowadzić do zatrzymania zleceniodawcy tej kradzieży".
Wieczorem w Polsat News Kwiatkowski poinformował, że Beatrice Ask zapowiedziała utworzenie w tamtejszym ministerstwie specjalnego zespołu, który "będzie na bieżąco monitorował postęp w śledztwie prowadzonym na terenie Szwecji". Dodał, że on powoła odpowiednik takiego zespołu w MS w Polsce.
czytaj dalej
Z kolei w TVN24 powiedział, że wniosek polskiego resortu trafi na biurko szwedzkiej minister w czwartek.
Prokuratura odmawia wszelkich informacji na temat treści wniosku, zasłaniając się tajemnicą śledztwa. Jak dowiedziała się PAP ze źródła zbliżonego do śledztwa, jest to podyktowane zarówno taktyką śledztwa, jak i ustaleniami ze stroną szwedzką o niepodawaniu szczegółów.
Tablica z historycznym napisem "Arbeit macht frei" znad obozowej bramy w Auschwitz-Birkanau została skradziona w piątek 18 grudnia nad ranem. Napis odnaleziono późnym wieczorem w niedzielę 20 grudnia we wsi Czernikowo koło Torunia. Przestępcy rozcięli go na trzy części. O udział w kradzieży podejrzanych jest pięciu Polaków. Z ustaleń prokuratury wynika, że działali na zlecenie pośrednika ze Szwecji.
Media podawały, powołując się na informacje szwedzkiej gazety "Aftonbladet", że według szwedzkich służb za zleceniem kradzieży stoi grupa tamtejszych neonazistów. Za pieniądze ze sprzedaży tablicy mieli przygotowywać atak terrorystyczny.
Czterem podejrzanym w sprawie kradzieży Prokuratura Okręgowa w Krakowie postawiła zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, kradzieży napisu "Arbeit macht frei" oraz uszkodzenia tego napisu, będącego zabytkiem i dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury. Podobny zarzut - udziału w grupie przestępczej oraz nakłaniania do kradzieży i zniszczenia napisu - usłyszał piąty podejrzany. Cała piątka trafiła do aresztu na trzy miesiące.
Według prokuratury kradzieży dokonano na polecenie osoby z zagranicy, a teren b. obozu zagłady nie był należycie chroniony. Wnioski te potwierdziła wizja lokalna, przeprowadzona tydzień temu na terenie byłego obozu Auschwitz-Birkenau z udziałem trzech podejrzanych, którzy przyznali się do zarzucanych im czynów.
czytaj dalej
Czterej mężczyźni dostali się na teren obozu bez trudu i niezauważeni. Przyjechali ok. godz. 18, po raz pierwszy usiłowali dokonać kradzieży ok. godz. 20.30 - 21. Nie dysponowali nawet podstawowym sprzętem, np. drabiną, aby móc wspiąć się i odkręcić tablicę. Poszli po narzędzia do sklepu, potem wrócili, wspięli się po siatce i dokonali kradzieży. Z jednej strony urwali tablicę i zgubili literę "i". Było to ok. godz. 24-1 w nocy. Teoretycznie brak napisu powinna zauważyć ochrona, dokonując obchodu terenu. Kradzież zauważono dopiero po godz. 5 rano.
Jak przyznała prokuratura, "materiał procesowy i wiedza operacyjna pozwala na przyjęcie, że głównym zleceniodawcą była osoba zamieszkała poza granicami naszego kraju i nieposiadająca polskiego obywatelstwa". Nie dementowała informacji medialnych, że chodzi o osobę ze Szwecji.
Z materiałów śledztwa wynika, że czterej sprawcy kradzieży mieli otrzymać 20 tys. zł do podziału i że nie zdawali sobie sprawy ze znaczenia kradzieży. Dopiero "szum medialny" uświadomił im, jaki wydźwięk ma ich czyn.
Według informacji PAP, uzyskanych ze źródła zbliżonego do śledztwa, sprawcy i polski organizator kradzieży mieli otrzymać ok. 120-125 tys. koron szwedzkich, a do Oświęcimia przyjechali samochodem dostarczonym z zagranicy. Niedokładna kwota wynagrodzenia w koronach szwedzkich wynika z tego, że miała być przeliczana z innej waluty.
Z pojawiających się w toku śledztwa informacji wynika też, że wcześniej zleceniodawca kradzieży pojawił się w Auschwitz-Bierkenau z co najmniej jednym podejrzanym na swoistym rekonesansie. W dalszym ciągu prokuratura ustala, czy zleceniodawca z zagranicy działał sam, czy na polecenie innej osoby. Doniesienia szwedzkiej prasy mówią o związkach kradzieży z grupą nazistów.
Kradzież ujawniła także braki w ochronie b. obozu. "Nie ulega wątpliwości, iż teren obozu nie był należycie chroniony" - powiedział prokurator okręgowy w Krakowie Artur Wrona podczas ubiegłotygodniowej konferencji prasowej i zapowiedział wszczęcie postępowania w sprawie niedopełnienia obowiązków przez dyrekcję Muzeum Auschwitz-Birkenau.