Sąd zmienił wyrok Sądu Rejonowego w Końskich (Świętokrzyskie), który w styczniu 2009 roku skazał Drewa na karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu, a współoskarżoną Ewę Katarzynę Kozik na dziesięć miesięcy w zawieszeniu.

Od wyroku odwołali się oskarżeni i ich adwokat, a także obrońcy praw zwierząt, którzy żądali kary bez zawieszenia.

Reklama

Sąd okręgowy uznał za w pełni zasadną apelację Komitetu Pomocy dla Zwierząt w Tychach i zmienił wyrok koneckiego sądu wobec Drewa, uchylając warunkowe zawieszenie kary. Do ponownego rozpatrzenia skierował - po apelacjach złożonych przez oskarżoną i jej obrońcę - sprawę mieszkanki Krakowa Ewy Kozik.

Przewodnicząca składu orzekającego Alina Bojara powiedziała w uzasadnieniu orzeczenia, że oskarżony zapomniał, iż zwierzę, jako istota czująca, nie jest rzeczą.

Według sądu działanie oskarżonego nie było - jak twierdził jego obrońca - błędem w sztuce hodowlanej; nie trzeba być zootechnikiem, żeby wiedzieć, że zwierzę potrzebuje pokarmu i wody. Oskarżony zaniechał podstawowych obowiązków hodowcy: karmienia i pojenia zwierząt. Było to celowe działanie, chodziło o wyhodowanie wytrzymałej i odpornej rasy koni. Skazany działał z premedytacją, w sposób konsekwentny i zdeterminowany, nawet wtedy, kiedy zwierzęta szukały wody i pożywienia na łąkach zalewanych ściekami komunalnymi i kiedy zaczęły padać.

Sędzia podkreśliła, że oskarżony chciał osiągnąć korzyści kosztem niewyobrażalnego cierpienia i krzywdy zwierząt. Jej zdaniem dla każdego normalnego człowieka treść zeznań świadków w tej sprawie jest porażająca.

Przewodnicząca zaznaczyła, że oskarżony całkowicie ignorował wszelkie uwagi na temat swojej metody hodowli, lekceważył inicjatywy okolicznych mieszkańców, którzy oferowali mu pomoc w postaci pożywienia dla koni.

Reklama

Bojara podkreśliła, że zawieszenie wykonania kary stanowi wyjątek, który może być stosowany przy spełnieniu przesłanek, które nawiązują do postawy sprawcy. Sąd nie dopatrzył się żadnych okoliczności świadczących na korzyść oskarżonego. Do końca prezentował on niewłaściwą postawę, doszukiwał się spisku, formułował zarzuty wobec osób, "dzięki którym udało się kilka istnień zwierzęcych uratować". Jako okoliczność obciążającą sąd potraktował brak jakiejkolwiek krytycznej refleksji u oskarżonego.

czytaj dalej >>>



"Zdaniem sądu wymierzenie kary z warunkowym zawieszeniem jej wykonania rodziłoby poczucie, że oskarżony jest osobą bezkarną" - powiedziała Bojara.

Sąd skierował do ponownego rozpatrzenia sprawę Ewy Kozik, która nie sprawowała faktycznej opieki nad końmi i mieszkała w Krakowie. Sąd pierwszej instancji musi ustalić, czy oskarżona miała pełną świadomość sytuacji zwierząt, czy jej zachowanie wynikało z niewiedzy, czy też zbagatelizowała sprawę.

"Marzyliśmy sobie skrycie, że oskarżony dostanie karę bezwzględnego pozbawienia wolności, ale nie spodziewaliśmy się takiej kary, więc jesteśmy bardzo mile zaskoczeni" - powiedziała PAP Karina Schwerzler, która interweniowała w sprawie koni z Kornicy i odebrała je Brytyjczykowi. Z wyroku zadowolona była także przedstawicielka prokuratury.

Oskarżeni nie pojawili się w sądzie. Ich obrońca na poprzedniej rozprawie poinformował, że Drew po wyroku sądu w Końskich opuścił Polskę.

Sąd Rejonowy w Końskich w styczniu 2009 roku uznał oboje oskarżonych za winnych tego, że od stycznia do marca 2006 roku w Kornicy koło Końskich poprzez stosowanie okrutnych metod hodowli znęcali się nad 26 końmi. Zdaniem sądu kobieta świadomie dopuściła do utrzymania koni przez Stephena Drewa w niewłaściwych warunkach, na odkrytej przestrzeni, bez zapewnienia im dostatecznej ilości wody i pożywienia. W rezultacie wycieńczenia i wygłodzenia co najmniej sześć koni padło.

Sąd pierwszej instancji zastosował wobec Drewa zakaz prowadzenia działalności związanej z hodowlą koni przez okres pięciu lat, a wobec Kozik - przez trzy lata. Sąd zgodził się na publikację nazwisk oskarżonych.

Sąd ustalił, że oskarżony nie gromadził zapasów pokarmu dla zwierząt uznając, że powinna im wystarczyć trawa wygrzebywana spod śniegu. Zimą ludzie proponowali Drewowi zboże i siano, ale utrzymywał on, że zwierzęta same powinny się wyżywić. Świadkowie informowali również o stanie koni oskarżoną Kozik. Temperatury tej zimy były bardzo niskie, w styczniu nocą sięgały nawet - 25 stopni. Konie nie miały dostępu do wody.

W okresie lutego i marca konie padały. Kiedy społeczny inspektor opieki nad zwierzętami Karina Schwerzler w połowie marca odebrała zwierzęta właścicielowi, ze stada 26 koni na terenie łąk było tylko 15. Los siedmiu koni jest znany - sześć padło z powodu niedożywienia i złej kondycji, a jeden z powodu ciężkiego porodu. Według sądu nie można ustalić przyczyn śmierci pozostałych zwierząt, gdyż nie zrobiono sekcji zwłok, ale przypuszczalnie było to również wygłodzenie.