– Cały czas się zastanawiamy, czy ją wpiszemy na listę – przyznaje Artur Fałek, dyrektor departamentu lekowego w Ministerstwie Zdrowia. A chorzy czekają i tracą setki złotych na drogie leki. Dla wielu bowiem analogi insuliny długo działającej, czyli takiej, która na cały dzień normuje poziom cukru we krwi, to jedyna możliwa terapia. Potrzebują jej szczególnie osoby, które mają duże wahania cukru. – Ciągłe skoki powodują, że po kilkunastu latach wysiadają nerki, oczy, serce – mówi Mariusz Masiare, przewodniczący Towarzystwa Pomocy Dzieciom i Młodzieży z Cukrzycą.

Reklama

Główną zaletą jest jednak to, że kuracja z jej zastosowaniem zmniejsza liczbę kłuć o połowę. – A to duża ulga, szczególnie dla dzieci, które dostają zastrzyki po kilka razy w ciągu dnia, z czym trudno normalnie funkcjonować np. w szkole – dodaje Masiarek.

A Renata Wilczkiewicz, matka 17-letniego chłopca, który od 16 lat choruje na cukrzycę, dodaje, że dziecko może normalnie ćwiczyć i wiadomo, że nie dojdzie do nagłego spadku cukru. A to poważne zagrożenie. Gdyby coś się stało w szkole, nauczyciel nie ma prawa – nawet w przypadku gwałtownego spadku cukru – udzielić żadnej pomocy medycznej. Dlatego też wiele placówek nie chce przyjmować dzieci z cukrzycą.

Jednak długo działające analogi insuliny są drogie. Jedno opakowanie kosztuje około 400 zł, nastolatek zużywa do dwóch w miesiącu. Renata Wilczkiewicz wydaje na leki dla syna połowę pensji, ale nie ma wyboru. – Próbowaliśmy innych insulin, ale tylko ta jest skuteczna – tłumaczy.

Reklama

W zeszłym roku resort zdrowia na chwilę wpisał te analogi na listy, ale później się wycofał z decyzji, twierdząc, że kosztowałoby 40 mln zł rocznie, a to za drogo.

czytaj dalej >>>



Reklama

Eksperci twierdzą, że na refundacji budżet mógłby zaoszczędzić – choćby dlatego że analogi powoduję mniej komplikacji zdrowotnych, które później trzeba leczyć. Poza tym zużywano by mniej igieł, pasków do badania poziomu etc. Pozytywną rekomendację tym środkom po raz kolejny wydała Agencja Oceny Technologii Medycznych.

– Jednak ministerstwo do tej pory nie udało się przekonać. My nie mamy wielkich wymagań, chcemy, żeby refundować ją do ceny polskiej insuliny. A nadwyżkę pacjenci by dopłacali z własnej kieszeni. Tak, jak jest to w przypadku innych insulin – mówi Hanna Zych-Cisoń, wiceprzewodnicząca Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków w Gdańsku.

Problemem jest nie tylko brak decyzji ze strony resortu co do analogów insuliny. Jeszcze większym jest fakt, że ministerstwo – jak co roku – zwleka z przedstawieniem listy refundacyjnej. Teoretycznie resort powinien nowelizować ją przynajmniej cztery razy w roku. Tymczasem od początku tego roku nie uaktualniono jej ani razu. Według ostatnich zapowiedzi miała pojawić się w maju. Teraz już wiadomo, że przesunięto ją na czerwiec. Ale to też nie jest pewny termin.