W znalezieniu nowego lokum pomaga im Mariola Popiółkowska ze Stowarzyszenia Pomocy Eksmisyjnej w Poznaniu. Byłe zakonnice, w tym siostra przełożona Jadwiga Ligocka, ufają Popiółkowskiej, bo miały z nią kontakt na długo przed eksmisją. "Kilka razy rozmawiałam z panią Ligocką telefonicznie, pisałyśmy też do siebie listy" - przyznaje Popiółkowska.

Reklama

To zaufanie sprawiło, że gdy kobiety uciekły z przygotowanych dla nich przez lubelską kurię ośrodków rekolekcyjnych, o pomoc w znalezieniu nowego stałego miejsca zamieszkania poprosiły właśnie Popiółkowską.

Na początku tego tygodnia do poznańskiej siedziby stowarzyszenia przyjechała kobieta związana z byłymi betankami. Przysłała ją na spotkanie z Popiółkowską sama Jadwiga Ligocka. "Ta pani przyjechała między innymi po to, żeby obejrzeć posiadłość, którą dla nich znalazłam" - mówi Mariola Popiółkowska. "Nie powiem, gdzie się znajduje, mogę jedynie zdradzić, że jest to położony na uboczu wiejski dom z zabudowaniami gospodarskimi. Całość jest trochę zaniedbana, wymaga remontu".

Popiółkowska przyznaje, że oferowane przez nią miejsce spodobało się przedstawicielce betanek. Ale o tym, czy będzie to ich nowy dom, mają zadecydować wspólnie wszystkie byłe zakonnice. "Ta kobieta dostała ode mnie cały pakiet zdjęć gospodarstwa" - mówi Popiółkowska. "Przekaże je zakonnicom, które obejrzą i zdecydują, czy to miejsce im się podoba, czy będziemy szukać czegoś innego".

Reklama

Przedstawicielka byłych betanek ma się z nią skontaktować w tej sprawie w połowie przyszłego tygodnia. Popiółkowska ma otrzymać od kobiet pełnomocnictwa, by mogła w ich imieniu załatwiać sprawy związane z wynajęciem posiadłości.

Przedstawicielka Stowarzyszenia Pomocy Eksmisyjnej nie chce powiedzieć, gdzie teraz ukrywają się eksmitowane kobiety. "Umówiłam się z nimi, że nikomu o tym nie powiem" - tłumaczy. "Są rozdzielone w kilku mieszkaniach, ale w jednej, niewielkiej miejscowości. Cały czas opiekują się nimi zaprzyjaźnione rodziny" - dodaje.

Według Popiółkowskiej kobiety są pogodne. Ukryte przed oczami dziennikarzy odzyskują spokój. Są radosne, szczęśliwe, bo mimo eksmisji nie udało się ich rozdzielić. Wciąż się modlą, śpiewają. Pozostają jednak bardzo nieufne, dlatego Popiółkowska nie chce zdradzać szczegółów. Podkreśla, że wszystkie relacje dochodzą do niej z drugiej ręki, od osoby pośredniczącej w kontaktach między nią a kobietami.

Reklama

Śledztwo w sprawie byłych betanek cały czas prowadzi lubelska prokuratura. "Prowadzimy delikatne czynności, których szczegółów nie mogę wyjawić" - mówi DZIENNIKOWI prokurator Ewa Piotrowska, rzeczniczka Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie. I dodaje, że w poniedziałek prowadzący sprawę śledczy ma podjąć decyzję dotyczącą sposobu zdobycia zeznań od Jadwigi Ligockiej, która nie stawiła się w ostatnią środę na wyznaczone przesłuchanie. "Liczymy na to, że się zgłosi, usprawiedliwi swoją nieobecność i zaproponuje inny termin" - mówi Piotrowska. "Jeśli się tak nie stanie, będziemy próbowali ją odnaleźć".

Piotrowska przyznaje, że prokuratura czeka na przełom. Na to, że któraś z byłych betanek się otworzy i sama zechce mówić. "Dlatego nie chcemy ich ścigać, płoszyć, straszyć zbyt gwałtownymi działaniami" - tłumaczy rzeczniczka. "O sukcesie w tej sprawie zdecydować może tylko delikatność i powściągliwość, a nie spektakularne działania nastawione na natychmiastowy wynik".





Wspomnienia z dzieciństwa mogą wyrwać byłe betanki z grupy


Artur Grabarczyk: Byłe betanki 10 dni temu straciły swój azyl. Od tego czasu szukają nowego miejsca. Dlaczego mimo tych niewygód wciąż są razem?
Dariusz Pietrek*: Byłbym zdziwiony, gdyby się podzieliły. Eksmisja była dla nich przejawem prześladowania za wiarę, a prześladowanie je umacnia i spaja.

Nie rodzi wątpliwości, że zawiódł guru, który pozwolił na tę eksmisję?
Przeciwnie. Widok policji otaczającej dom był dla tych kobiet sygnałem, że zaczął się wielki atak szatana. Wtedy wystarczyło, że lider przeczytał im jeden z fragmentów Biblii, w którym mowa o prześladowaniu sprawiedliwych, o cierpieniach, jakie poniosą wierzący w Chrystusa. Takie cytaty można sprytnie wykorzystać dla scementowania grupy kobiet, które są głęboko wierzące, oddane Bogu.

Co się stanie, gdy osiądą na stałe w nowym miejscu?
Zaczną kontynuować misję. I nastąpi tzw. rozesłanie uczniów. Niedługo mogą się pojawiać na Jasnej Górze, w Licheniu czy Kalwarii Zebrzydowskiej i werbować do siebie pielgrzymów. Każda nowa zwolenniczka będzie potwierdzeniem, że mają rację, że prawda jest po ich stronie.

A co będzie, gdy któraś z nich odejdzie?
Zaczęłyby się wyłomy. A jednocześnie liderzy zintensyfikowaliby zabiegi psychomanipulacyjne, żeby spacyfikować resztę.

Czy wspomnienia chwil z dzieciństwa może być początkiem tęsknoty za rodziną, która doprowadzi do zwątpienia w sens bycia w tej grupie?
Tak. Rodziny powinny znaleźć adres nowego miejsca i wysyłać im przedmioty budzące wspomnienia: jakieś zdjęcia, zabawki, coś, co obudzi pozytywne emocje, przypomni ciepłe sceny sprzed pójścia do klasztoru.



Dariusz Pietrek,
koordynator Śląskiego Centrum Informacji o Sektach i Grupach Psychomanipulacyjnych