Aby na zimę zamknąć szlaki w obrębie Tatrzańskiego Parku Narodowego, od strony prawnej przeszkód nie ma. Wystarczyłoby zarządzenie dyrekcji TPN. Dlaczego więc nie damy przyrodzie trochę odetchnąć? Okazuje się, że sami pracownicy parku są zakazowi przeciwni.

"Ograniczenia dla turystów, ze względów przyrodniczych, od lat wprowadzamy w kilku miejscach, na przykład na szlaku z Morskiego Oka przez wistówkę do Doliny Pięciu Stawów czy w rejonie wodospadu Siklawa. Ale zamykanie wszystkich szlaków nie ma sensu" - odpowiada Paweł Skawiński, dyrektor TPN. "Zimą niedźwiedzie i świstaki śpią, a kozice przechodzą na słowacką stronę, bo tam łatwiej o pożywienie. Poza tym po naszej stronie Tatr tradycja górskich wędrówek jest o wiele starsza niż na Słowacji. Wyegzekwowanie zakazu byłoby trudne" - dodaje.

Tyle że w ten sposób na szwank wystawiamy bezpieczeństwo turystów. Co roku w górach giną ludzie, którzy bez przygotowania i dobrego sprzętu idą zimą na oblodzone szczyty. "Tu trzeba po prostu wykazywać się zdrowym rozsądkiem i rozumem" - kwituje Skawiński. Podobnego zdania są, o dziwo, sami ratownicy, którzy dzięki zakazowi, mieliby przecież mniej pracy. Jan Krzysztof, naczelnik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego: "Wprowadzenie kar nic nie da. Jest zakaz prowadzenia samochodu po spożyciu alkoholu, a mimo to ludzie siadają za kółkiem pijani. Tylko edukacja i uświadamianie turystom niebezpieczeństwa może sprawić, że będziemy mieć mniej interwencji".

Przeciwni słowackim wzorcom są także taternicy. "Ja wzorowałbym się na Słowakach, jeśli chodzi o obowiązkowe ubezpieczenia dla wyruszających na szlaki. Wtedy koszty akcji ratowniczych pokrywałyby firmy ubezpieczeniowe" - mówi Krzysztof Skoczylas, instruktor górski i taternik.

Jacek Adamczyk, amator górskich wycieczek, pomysł zamykania gór na zimę ocenia jednoznacznie. "Bzdura. Proponuję jeszcze zamknąć drogi, bo ludzie giną w wypadkach, i wypuścić wodę z rzek i jezior, bo się topią. Po górach chodzę od lat. Widziałem różne sytuacje, łącznie z paniami na szpilkach wchodzącymi na Kasprowy Wierch. Tylko uczenie ludzi, powtarzanie im informacji o zagrożeniach mogą zmniejszyć ten problem" - mówi Adamczyk.

Słysząc te wszystkie argumenty, Grzegorz Bożek z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot kręci głową. Dla niego sprawa jest prosta: im mniej człowieka w górach, tym lepiej dla przyrody. "Tatry są zadeptywane, wprowadzanie ograniczeń to trafiony pomysł" - mówi. Ale zaraz przyznaje z rezygnacją: "Zdaję sobie sprawę, że o zakaz wstępu zimą będzie trudno, Tatry są źródłem dochodu wielu firm i osób".









Reklama