Dochnal twierdzi, że jest ofiarą konkurentów biznesowych wspieranych przez przez polityków z najwyższej półki. "W 2003 i 2004 roku z pewnością moje działania stanowiły poważne zagrożenie i był to realny problem dla Jana Kulczyka - stwierdził lobbysta w rozmowie z RMF FM i "Newsweekiem". Lobbysta uważa, że to właśnie za jego sprawą trafił do więzienia.

Reklama

"Nie komentujemy zarzutów Marka Dochnala, ponieważ ta sprawa nas nie dotyczy" - usłyszało radio RMF FM w firmie Kulczyk Holding.

Dochnal sugeruje także, że w jego pobycie za kratkami swój udział ma także Ryszard Krauze oraz politycy Prawa i Sprawiedliwości. Krauze kupił bowiem pola naftowe, którymi wcześniej zainteresowany był Dochnal.

"Dlatego że, jeśli spojrzymy na charakter tego biznesu - jaki ja wtedy realizowałem i byłem o krok od jego urzeczywistnienia - to myślę, że taka teza, jaka była w pytaniu jest uzasadniona" - stwierdził lobbysta. Zasugerował także, że ekipa PiS tak długo trzymała go w areszcie, by chronić interesy Krauzego w Kazachstanie.

"Proszę zauważyć, że Zbigniew Ziobro - ówczesny minister sprawiedliwości - żywo interesował się moją sytuacją. Są nawet ślady ingerencji w przebieg śledztw. Chciał je ukierunkowywać - to jest taka bardzo bezpośrednia ingerencja. W rozmowie z pewnym dziennikarzem powiedział prywatnie, że każdy dzień mojego pobytu w areszcie jest bardzo ważny dla PiS" - mówi Dochnal.

Oskarżenia Dochnala odpierają przedstawiciele firmy Ryszarda Krauze. Jeden z nich powiedział w RMF FM, że nawet gdyby Dochnal wyszedł wcześniej z aresztu, to nie byłby żadną konkurencją dla Krauzego i jego interesów w Kazachstanie: "Transakcja była zawierana między dwoma prywatnymi inwestorami, nie było tam miejsca dla trzeciego i nie było tam też miejsca na interwencję państwa".

Przedstawiciel Prokomu dodał także, że "Krauze najgorszemu wrogowi nie życzyłby takiego wsparcia, jakiego poprzednia władza postawiła właśnie jemu".

Reklama

Dochnal dodał także, że ekipa PiS liczyła na to, że dostarczy jej haków na Leszka Millera czy Aleksandra Kwaśniewskiego. Twierdzi przy tym, że do jego rodziny miały być wysyłane sygnały, że jeśli tak się stanie, to on sam szybciej wyjdzie z aresztu.

Lobbysta rozdaje razy nie tylko politykom prawicy, ale i lewicy. Dochnal twierdzi, że w drugiej połowie lat 90-tych dał łapówkę miliona dolarów ministrowi w rządzie SLD Wiesławowi Kaczmarkowi. Chodziło o prywatzację Cementowni Ożarów.

Dochnal wyjaśnia, że nie przyszedł do niego osobiście Kaczmarek, ale zrobił to przez posłańca Władysława Bartoszewicza, który w tej chwili jest poszukiwany listem gończym. Bartoszewicz był współpracownikiem Kaczmarka.

Na pytanie dziennikarzy, czy naprawdę dał wtedy tę łapówkę, lobbysta odpowiada: "Panowie nie tylko dałem, ale i złożyłem w tej sprawie obszerne zeznania i zawiadomiłem o przestępstwie. To ja zawiadomiłem o tym przestępstwie".

Wiesław Kaczmarek wielokrotnie zaprzeczał, by miał jakiekolwiek kontakty z Dochnalem. Nigdy z nim nie rozmawiał, ani nie wysyłał żadnych emisariuszy. "Jednym z zarzutów, które formułował publicznie, albo dziennikarze to robili, było to, że on dostał rzekomo napisany moją ręką numer konta i nazwę banku. Żeby skończyć z jego bezkarnością w oczernianiu ludzi poddałem się na prośbę prokuratury testowi grafologicznemu. Wyszło, że niestety to nie byłem ja" - powiedział RMF FM Wiesław Kaczmarek. Były minister w rządzie SLD dodał jednak, że nie pozwie Marka Dochnala do sądu. Bo jak stwierdził: "Nie mam najmniejszej ochoty kalać się jakimkolwiek kontaktem z tego typu oszustem".