Inne

Nikt z pasażerów wsiadających wczoraj do boeinga 737 nie spodziewał się takiego dramatu. To przecież miał być niespełna 2-godzinny i spokojny lot. Tuż przed godz. 7 rano maszyna linii Centralwings wzbiła się w powietrze. Cel: Edynburg w Szkocji. Po chwili zaczęly się pierwsze kłopoty.

Reklama

Ok. godz. 7.10 kapitan zgłosił wieży kontrolnej problemy z podwoziem. Czujniki bezpieczeństwa wskazywały, że koła samolotu są cały czas wysunięte. Załoga i obsługa lotniska podjęły szybką decyzję. Awaryjne lądowanie z powrotem na Okęciu. Było to jednak możliwe po "zrzuceniu" siedmiu ton paliwa. Dlatego też uszkodzona maszyna przez ponad godzinę krążyła między Warszawą a Mińskiem Mazowieckim ze zdezorientowanymi i przestraszonymi pasażerami - relacjonuje "Fakt".

"Samolot, chcąc wylądować, musiał zmniejszyć swoją masę i wypalić zbędne paliwo. Na pokładzie był spokój, pilot na bieżąco informował pasażerów o tym, co się dzieje" - zapewnia Kamil Wnuk, rzecznik Centralwings. Sytuacja na pokładzie nie wyglądała jednak tak spokojnie, jak opisuje przedstawiciel tanich linii.

"To była jedna wielka masakra!" - mówi krótko jeden z pasażerów, z którym udało się "Faktowi" porozmawiać. Wszyscy myśleli, że boeing za chwilę uderzy w ziemię. Wśród ludzi wybuchła panika. Jedni krzyczeli i próbowali wyciągnąć jakieś informacje od załogi. Drudzy w ciszy modlili się do Boga z głową między kolanami. Równie przestraszone stewardessy nerwowo porozumiewały się między sobą.

Wreszcie ok. godz. 8.15 pilot feralnego boeinga "posadził" maszynę. To nie był jednak koniec kłopotów śmiertelnie i tak wystraszonych pasażerów. Podczas kołowania w kokpicie wybuch pożar i pojawił się gesty dym. Kapitan natychmiast zatrzymał samolot i zarządził jak najszybszą ewakuację. W wyjściach awaryjnych pojawiły się ratunkowe, nadmuchiwane zjeżdżalnie, po których ponad setka pasażerów wydostała się na płytę lotniska. Starsza kobieta podczas schodzenia z trapy ewakuacyjnej skręciła kostkę i została odwieziona do szpitala przy ulicy Wołowskiej. Inna z zapłakanych pasażerek straciła przytomność. Nikomu na szczęście nic poważnego sie nie stało - cieszy się "Fakt".

Osoby, które wysiadły z samolotu, zgodnie mówią o grozie, jaka panowała na pokładzie, i o tym, że cudem udało im się przeżyć. Jednak większość pasażerów zdecydowała się na kontynuowanie podróży kolejnym samolotem podstawionym przez Centralwings. Kilkanastu najbardziej przerażonych pasażerów ze łzami w oczach zapewniało, że nigdy więcej nie wsiądzie do samolotu i chce natychmiast wrócić do domu.

"Wszyscy pasażerowie zostali obięci należytą opieką - powiedział "Faktowi" Kamil Wnuk z Centralwings.