Mechanizm był prosty. Lekarze szpitala MSWiA wpisywali w karty pacjentów badania, których nikt nie wykonał. Potem, przy rozliczaniu z Narodowym Funduszem Zdrowia, szpital dostawał od funduszu zwrot za zabiegi, których nie przeprowadził. W ten sposób placówka wyłudziła z funduszu setki tysięcy złotych - pisze "Wprost".
Sprawa jest badana od roku. Nowy element to nagranie, które pochodzi z podsłuchów założonych przez agentów Centralnego Biura Antykorupcyjnego w czasie sprawy kardiochirurga Mirosława G.
"Na taśmach jest zarejestrowana rozmowa Durlika z innym lekarzem, któremu dyrektor wydaje polecenie wpisania do karty niewykonanych badań" - mówi informator tygodnika.
"Nie ma wątpliwości, że szpital MSWiA wyłudzał z NFZ pieniądze za niewykonane nigdy świadczenia. Oprócz tego fałszowano karty pacjentów. Jeden ze świadków opowiadał na przykład, że był w szpitalu, zarejestrował się, ale ponieważ była duża kolejka, to zrezygnował z wizyty. W jego karcie wpisano jednak badania, które rzekomo wykonano" - mówi jeden ze śledczych.
Według informatora "Wprost", przesłuchania zakończą się pod koniec roku. Wtedy prokuratorzy wezwą w charakterze podejrzanego Marka Durlika oraz lekarzy, którzy fałszowali dokumentację.
"To nieprawda, szpital i tak nic by na tym nie zyskał. To jakieś nieporozumienie" - mówi tymczasem Radiu ZET doktor Marek Durlik i dodaje. - "Nie można przed procesem dyskredytować ludzi."
Lekarz stanowczo twierdzi, że nie fałszował czyjejkolwiek dokumentacji medycznej.