Dziecko znaleźli w sobotę wieczorem policjanci patrolujący dworzec. Malec leżał w przejściu podziemnym i darł się w niebogłosy. Był zawinięty w kocyk.
"Obok przy automacie do gry stał młody mężczyzna, który - jak powiedział - wraz z kolegą opiekuje się malcem" - opowiada Romuald Piecuch z wielkopolskiej policji.
"Opiekunowie" nie wiedzieli ani jak chłopczyk się nazywa, ani kim jest jego matka. Opowiedzieli tylko, że kobieta zostawiła im dziecko i odjechała pociągiem w nieznane. Zgodzili się oddać jej przysługę za... telefon komórkowy. Miała wrócić po chłopca w niedzielę.
Policjanci nie chcieli jednak dłużej testować opiekuńczych zdolności mężczyzn z dworca. Wezwali pogotowie, a lekarze odwieźli chłopczyka na obserwację do szpitala.
A w niedzielę, jakby nigdy nic, w komisariacie kolejowym pojawiła się 19-letnia kobieta. I z naiwną szczerością wyznała, że weekend chciała spędzić z nowo poznanym mężczyzną, więc swojego rocznego syna - Kacpra zostawiła pod opieką nieznanych mężczyzn z dworca.
Nieodpowiedzialnej matce, mieszkance Poznania, grożą teraz trzy lata więzienia za narażenie dziecka. A chłopczyk będzie narazie w Domu Dziecka.