Projekt ustanawiający 6 stycznia dniem wolnym od pracy trafił wczoraj do rąk marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego.

"Święto Trzech Króli jest najstarszym świętem chrześcijańskim, jednym z najważniejszych" - tłumaczy Jerzy Kropiwnicki, prezydent Łodzi, pełnomocnik komitetu inicjatywy ustawodawczej. Teraz ruszy zbiórka przynajmniej 100 tysięcy podpisów, na co komitet inicjatywy ma trzy miesiące. Potem projekt będzie można formalnie zgłosić w Sejmie. Jeśli poprą go posłowie, to już w przyszłym roku możemy mieć trzynasty wolny dzień.

Reklama

To, co cieszy pracowników, nie cieszy pracodawców i ekonomistów. "Nie jest to dar polityków dla obywateli, lecz prezent, którego koszty poniosą przedsiębiorcy. Jeśli zakład musi zachować ciągłość pracy, to trzeba przecież płacić nadgodziny" - podkreśla Andrzej Sadowski z Centrum Adama Smitha.

Wtóruje mu Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". "Nieobecność jednego pracownika przeciętnie obciąży firmę kwotą ok. 600 złotych" - ostrzega. Zdaniem specjalistów, na to gospodarki po prostu nie stać, bo nadal mamy ponadczterdziestoletnią lukę cywilizacyjną.

Reklama

"Jeśli myślimy o nowym dniu wolnym, to powinniśmy zlikwidować jeden z już obowiązujących świąt laickich, np. 1 Maja" - sugeruje Sadowski. Ale takie rozwiązanie z całą pewnością nie ma co liczyć na przychylność pracowników.

"Wtedy cała Polska planuje wyjazdy. Poza tym nie mamy wcale aż tak wielu wolnych dni" - ostro protestuje 35-letni Tomasz Engel, informatyk z Warszawy. I rzeczywiście, pod tym względem jesteśmy dopiero na dwunastej pozycji w Unii Europejskiej.

Reakcje kościelnych hierarchów są znacznie bardziej wyważone. "To bardzo ważne święto w roku liturgicznym" - przyznaje ks. biskup Tadeusz Pieronek. Dlatego jego zdaniem warto poważnie pomyśleć nad powiększeniem wykazu dni wolnych. "Tak było w przypadku Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, dlatego jak najbardziej popieramy tę inicjatywę" - mówi biskup. Przypomina także, że Święto Trzech Króli było już dniem wolnym. Z katalogu wypadło w 1960 roku decyzją ówczesnych władz.

Reklama

Tego dnia wolne ma także wielu innych Europejczyków - Niemcy, Grecy, Szwedzi czy Włosi. Z religią jednak obchody tego święta mają niewiele wspólnego. "U nas jest wtedy bardzo wesoło, po okresie świątecznym rozpoczyna się huczny karnawał. Wszędzie organizowane są jarmarki i festyny" - opowiada Esio Biazioni z Caldonazzo. W dniu tym większość Włochów rusza na imprezy albo gdzieś wyjeżdża. "Nie ma tradycji uczęszczania na msze święte, choć, oczywiście, te się odbywają" - dodaje Biazoni.

Czy i w Polsce będzie to kolejny pretekst, aby urządzić sobie kolejny długi weekend, zamiast skupić się na aspekcie duchowym? W końcu wykorzystując jedynie dwa dni urlopu, w przyszłym roku można by balować już od Nowego Roku.

"Rzeczywiście, dla wielu może to być wspaniała okazja, by zrobić sobie urlop. To bardzo ludzkie" - przyznaje ks. Adam Boniecki, redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego". Biskup Pieronek wykazuje znacznie większy optymizm. "Trzeba ufać ludziom. Poza tym jakoś nie chce mi się wierzyć, aby szefowie wszystkim dawali tyle wolnego pomiędzy świętami" - komentuje.