"Źle się poczuł i sam chciał jechać w bagażniku"- tłumaczyli się młodzieńcy policjantom. Ci nie dali jednak wiary 20-latkom. I to nie tylko dlatego, że wszyscy czterej byli pijani. Najmniej wydmuchał kierowca - 0,3 promila. Pozostała trójka była bardziej nietrzeźwa. Alkomat pokazał od 1,7 do 2,3 promila.
Policjanci szybko ustalili, że właściciel auta, po pierwsze, nie oddał go dobrowolnie, a po drugie - wcale nie wskoczył z radością do bagażnika. Czterech młodzieńców zaczepiło 58-latka na ulicy wieczorem. Zabrali mu kluczyki do forda mondeo i kazali usiąść na tylnym siedzeniu.
Po kilku kilometrach zmienili zdanie. Bogusław K. wylądował w bagażniku. Pijani młodzieńcy być może jeszcze długo woziliby go jak walizkę, ale musieli zatankować. Oczywiście nie zamierzali zapłacić i z piskiem opon odjechali ze stacji.
Jej pracownicy od razu podali numery rejestracyjne policji. A mundurowi nie mieli większych problemów z namierzeniem forda. Najmniej pijany kierowca forda zdążył jeszcze uszkodzić radiowóz. Właściciela uwolniono, a czterej dwudziestolatkowie trafili do aresztu. Teraz za kradzież i porwanie całej czwórce grozi im po 10 lat odsiadki.