"Biuro rekrutacyjne działa w sali należącej do parafii" - przyznaje w rozmowie z dziennikiem.pl Przemysław Skory, rzecznik prasowy Tesco. "Gdzieś trzeba było wynająć salę, tam była korzystna lokalizacja" - dodaje. Za wynajęcie lokalu na trzy miesiące, parafia dostała kilka tysięcy złotych.
Proboszcz parafii ksiądz Adam Kalina tłumaczy nam, że salę wynajęto w dawnym budynku gospodarczym. "Akurat był wolny, Tesco się zgłosiło, to wynajęliśmy" - mówi. "Postawili reklamę przy drodze, są ogłoszenia w internecie" - dodaje.
Ale ogłoszenie o rekrutacji pojawiało się także w ogłoszeniach parafialnych po mszy. "Mówiliśmy, że kto szuka pracy, ten może ją znaleźć tutaj w centrum rekrutacji, nawet nie wymieniając nazwy" - przyznaje proboszcz.
Ksiądz Kalina dziwi się, że sprawa interesuje dziennikarzy. "To co? lepiej nic nie robić, bo jak się nic nie robi, to jeszcze zapomogę dostanie? Natomiast gdy człowiek coś robi dla drugiego, to musi się tłumaczyć, dlaczego! To jest absurdalne, to jest głupie!" - mówi.
Zapytany, jak potraktuje swoich parafian, którzy po znalezieniu pracy w nowym Tesco spędzą niedzielę "na kasie", proboszcz odpowiada: "Jeśli ktoś pracuje w niedzielę, bo musi utrzymać rodzinę, to jest wolny od grzechu". I dodaje, że to zupełnie coś innego, niż odpowiedzialność człowieka zmuszającego innych do pracy w dzień święty.