Funkcjonariusze oficjalnie nie chcą informować, w jaki sposób wpadli na trop transakcji. Według informacji DZIENNIKA zaalarmował ich sygnał od sąsiadów 34-letniej kobiety.

"Była w widocznej ciąży. Wróciła ze szpitala bez dziecka. Nie potrafi też logicznie wyjaśnić, co się stało z dzieckiem. Podejrzewamy, że je zabiła" - brzmiała wiadomość, która postawiła na nogi funkcjonariuszy.

Reklama

Policjanci szybko sprawdzili fakty. Kobieta rzeczywiście zaledwie przed dziesięcioma dniami urodziła zdrowego chłopczyka w miejscowym szpitalu. Następnie zgodnie z prawem zarejestrowała dziecko w wydziale obywatelskim urzędu miejskiego. Ale wróciła do domu już bez chłopczyka. Dlatego prowadzący śledztwo zdecydowali się zatrzymać kobietę.

>>>Przeczytaj o matce, która zostawiła dziecko na torach

"Podczas pierwszego przesłuchania wyznała, że chłopca po prostu sprzedała. Szczegóły transakcji uzgodniła jeszcze w czerwcu, na trzy miesiące przed porodem. Dostała dwa tysiące złotych gotówką" - tłumaczy rzecznik kujawskiej policji podkomisarz Monika Chlebicz.

Reklama

Już w chwilę po porodzie chłopiec trafił do nowej rodziny. To bezdzietne małżeństwo, które pochodzi z okolic Bydgoszczy, ale od kilku lat mieszka i pracuje w Wielkiej Brytanii. Dlatego policjanci natychmiast poinformowali Straż Graniczną, aby ta zablokowała granice.

"Gdy ich odszukaliśmy, przygotowywali się właśnie do wyjazdu. Są załamani całą sytuacją, ale nie czują się winni. Uważają, że zapewniliby dziecku lepszą przyszłość" - usłyszeliśmy od jednego z policjantów, który zajmuje się sprawą.

Reklama

Biologiczna matka swoją decyzję tłumaczyła ciężką sytuacją materialną. Sama wychowuje piątkę dzieci, często jest bezrobotna, a żyje głównie z zasiłków społecznych.

"W tej chwili nie wiemy nawet, kto jest ojcem dziecka, które było przedmiotem handlu. Badamy dokładnie, czy kobieta wcześniej nie zdecydowała się na podobny krok - mówi oficer policji. Jeszcze wczoraj była ona przesłuchiwana przez prokuratora. Wraz z małżeństwem, które kupiło dziecko, usłyszy zarzut handlu ludźmi.

"Wobec matki nie będziemy wnioskować o areszt. Najprawdopodobniej będziemy jednak wnioskować o odebranie jej praw rodzicielskich, jeśli sama się ich nie zrzeknie" - usłyszeliśmy w prokuraturze.

Chłopczykiem zajęli się lekarze. "Jest w dobrym stanie, dbano o niego. Najprawdopodobniej trafi wkrótce do placówki opiekuńczej, gdzie będzie miał ogromną szansę na adopcję" - mówi dyrektor szpitala Jerzy Krygier.

Według policyjnych statystyk podobne zdarzenia są marginesem. Od 1999 roku zanotowano zaledwie pięć podobnych historii. "Polskie prawo chroni dzieci przed handlem, ale pod warunkiem, że ten handel zostanie ujawniony. A to jest niezwykle trudne. Są przecież ogłoszenia w internecie pt. <oddam dziecko>. Matka zgodnie z prawem może wskazać konkretną osobę, która ma adoptować jej dziecko. I to jest legalne, natomiast ta procedura może być wykorzystywana do handlu. A ile takich przypadków może się zdarzać, tego nikt nie wie" - uważa jednak odpowiedzialna za prawa dzieci w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka Elżbieta Czyż.

Dalecy od optymizmu są również przedstawiciele Fundacji przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu "La Strada". Według szacunków organizacji pozarządowych w Polsce ofiarą handlu ludźmi pada od 5 do 10 tys. osób. "Po wejściu Polski do strefy Schengen liczba ta mogła jeszcze wzrosnąć" - ostrzega Joanna Garnier z "La Strady". Likwidacja kontroli granicznych umożliwia bowiem swobodną podróż do dowolnego kraju Unii Europejskiej.