Kazimierza Szwajcowskiego wcielono do oddziału podlegającego oficerom SB, który zabezpieczał pacyfikację i był gotowy w każdej chwili do akcji - informuje "Rzeczpospolita". Został tam oddelegowany z Komendy Wojewódzkiej Milicji w Katowicach, z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą.

Reklama

Oddział ten stanowił tzw. odwód zabezpieczający jako jednostka drugiego rzutu. "Oddziały zabezpieczające były na bieżąco informowane o przebiegu działań oddziałów szturmowych pacyfikujących protest" - tłumaczy "Rz" dr Jan Żaryn z IPN.

"Wstąpiłem do milicji, aby łapać bandytów, a nie uczestniczyć w takich wydarzeniach. Jednak wybuchł stan wojenny. Funkcjonariusze milicji w zdecydowanej większości zostali skierowani do oddziałów zwartych. Nie miałem wpływu na to, że zostałem zmobilizowany, ani na to gdzie, kiedy i do jakich działań zostałem skierowany. Nigdy tego nie ukrywałem i nie zamierzam tego robić. Wejście na teren kopalni było i jest dla mnie ogromną osobistą tragedią" - tłumaczy swój udział w wydarzeniach z grudnia 1981 roku Szwajcowski w specjalnym oświadczeniu

"Rzeczpospolita" przypomina, że sprawa udziału Szwajcowskiego w pacyfikacji górników przez wiele lat nie ujrzała światła dziennego. Obecny wiceszef policji otrzymywał kolejne awanse, pełnił m.in. funkcję szefa Centralnego Biura Śledczego, komendanta wojewódzkiego Policji w Katowicach i szefa Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Jego udział w wydarzeniach z kopalni nie został ujawniony nawet wówczas, gdy okazało się, że górników z "Wujka" pacyfikował jego zastępca.