"Nie odbyło się co najmniej 50 lotów, a prognozy nie są najlepsze. Aż boję się szacować straty" - mówi Krzysztof Krzywiński z działu operacyjnego gdańskiego lotniska, na którym od rana tłum pasażerów bezskutecznie czekał na wylot.
Również z powodu gęstej mgły z opóźnieniem stratowały i lądowały samoloty w Bydgoszczy. Niektóre trzeba było odwołać. Podobne problemy miało wczoraj lotnisko w Katowicach-Pyrzowicach, gdzie loty były zawieszone przez całą noc z poniedziałku na wtorek; wznowiono je dopiero wczoraj rano. Mgła utrudniała ruch także w Krakowie, Poznaniu, Zielonej Górze.
Kłopotów można byłoby uniknąć, gdyby na lotniskach zostały zamontowane precyzyjniejsze urządzenia nawigacyjne. Chodzi o ILS (Instrument Landing System), który naprowadza samolot na pas dzięki wysyłanym falom radiowym. Większość z dziesięciu międzynarodowych portów lotniczych w Polsce dysponuje systemami pozwalającymi lądować przy widoczności 600 - 800 m. Wyjątkiem jest stołeczne Okęcie, na którym ruch może odbywać się przy 400 m widoczności.
Wszystkie lotniska, które miały kłopoty, mogłyby normalnie funkcjonować, gdyby zamontowano na nich ILS najwyższej, tzw. trzeciej kategorii. Urządzenia tego typu, w które wyposażone są lotniska w Europie, m.in. londyńskie Heathrow, umożliwiają lądowanie nawet przy widoczności bliskiej zeru.
Na razie jednak żadne z polskich lotnisk nie planuje zainstalowania takiego systemu. Polska Agencja Żeglugi Powietrznej, która jest właścicielem urządzeń nawigacyjnych zainstalowanych w portach lotniczych, jedynie analizuje możliwość uruchomienia go na warszawskim Okęciu. Jej przedstawiciele nieoficjalnie przyznają, że lepsze ILS-y nieprędko się pojawią - kosztują kilka milionów złotych - a dni, gdy z powodu mgły samoloty nie mogą latać, jest w ciągu roku niewiele.