W październiku 2007 oskarżony dotkliwie pobił Jana K. Przez blisko godzinę uderzał go pięściami w głowę. W rezultacie spowodował liczne rany tłuczone i wstrząśnienie mózgu. Nieprzytomnego mężczyznę, ze zmasakrowaną głową przewieziono do szpitala. Jan K. do dziś jest pod opieką lekarką.

Reklama

>>>Staruszek pobił i groził scyzorykiem

Niespełna rok później, w maju 2008 roku oskarżony pobił kolejną osobę. Tym razem był to Grzegorz F. Obaj mężczyźni od rana pili alkohol. Wieczorem Grzegorz F. wstał od stołu. Wtedy Jerzy M. zaatakował go. Bez powodu bił pięściami i metalowym pogrzebaczem po głowie. Krzyczał, że zabije kompana. Głową Grzegorza F. uderzał o metalowe podłoże. Sąsiedzi usłyszeli hałas i wezwali policję. Zdaniem śledczych tylko to uratowało życie ofiary.

Ponieważ oskarżony jest niewidomy, często korzystał z pomocy opieki społecznej i znajomych, którzy robili mu zakupy. Jedną z tych osób był Jan K, jego pierwsza ofiara. W dniu w którym doszło do tragedii, mężczyzna odwiedził oskarżonego. Przyniósł mu zakupy.

>>>Pobił teścia i wywiózł do lasu w bagażniku

Oskarżony kategorycznie wszystkiemu zaprzecza. Jego wyjaśnienia są całkowicie sprzeczne z ustaleniami prokuratury. Tłumaczy, że nie mógł nikogo pobić, bo przecież jest niewidomy i nawet nie wychodzi z domu. Prokuratura twierdzi, że oskarzony jest osobą skłonną do przemocy - szczególnie agresywny robi się pod wpływem alkoholu. Wielokrotnie odgrażał się sąsiadom. Biegli psychiatrzy uznali, że mężczyzna ma poważne zaburzenia emocjonalne.

>>>Prokurator: 10 lat za lincz we Włodowie

Zdaniem kuratora, oskarżony ma złą opinią wśród sąsiadów, którzy twierdzą, że często nadużywa alkoholu. Jerzy M. nie leczył się jednak nigdy, bo jak sam stwierdził, nie pije nałogowo. Nigdy też wcześniej nie był karany.