„Duże zagęszczenie ludzi, przedsiębiorstw, pojazdów i odpadów w miastach jest problemem, jednak taka sytuacja może mieć też wiele zalet, gdy pomyślimy o zarządzaniu środowiskiem naturalnym" - piszą autorzy raportu.

Na potrzeby badania poddano analizie wszystkie prace na temat wpływu miast na światową emisję szkodliwych gazów, wydane w ciągu ostatnich 13 lat. W raporcie uwzględniono największe aglomeracje w Europie, Azji i obu Amerykach. Wyniki badań pokazują, że ich mieszkańcy korzystają z bardziej energooszczędnych rozwiązań niż mieszkańcy prowincji. Zmuszają ich do tego wysokie koszty życia w mieście, ale też pozwala im na to lepsza organizacja życia zbiorowego.

Reklama

W 2006 r. Londyn wypuścił do atmosfery 44,3 mln ton CO2. Ponieważ w mieście mieszka 7 mln ludzi, przeciętny londyńczyk odpowiada za emisję 6,2 tony, podczas gdy średnia krajowa wynosi 11,2 ton. Jeszcze lepiej wypadli mieszkańcy Nowego Jorku, z których w 2005 r. każdy odpowiadał średnio za wypuszczenie 7,1 tony CO2, podczas gdy rok wcześniej w skali całego kraju odpowiednia średnia wynosiła prawie 24 tony! Autorzy raportu tłumaczą ten fenomen powszechnością transportu miejskiego i... bardzo drogą powierzchnią mieszkalną.

Niezłe wyniki odnotowano też w Ameryce Południowej. Wielkie aglomeracje, takie jak Sao Paulo czy Rio de Janeiro, wypadły w raporcie zadziwiająco korzystnie.

Jedyne wielkie miasta trujące ponad przeciętny poziom to Szanghaj i Pekin. Są to jednak miejsca wyjątkowo silnie uprzemysłowione i warunki w nich panujące nie mogą równać się ze słabo rozwiniętą technologicznie chińską wsią. Poza tym to właśnie chińskie miasta ponoszą koszty rozrzutności krajów wysoko rozwiniętych, gdyż mieści się w nich dużo ośrodków produkcyjnych, które wyniosły się z najbogatszych krajów z powodu opłat za emisję.