”W tym sezonie już raz wpadłem w dziurę, 500 zł kosztowała mnie naprawa zawieszenia. Teraz będę musiał wymienić pęknięta oponę. To kolejne 150 zł” - złości się Janusz Korda z Warszawy. Z niewielką prędkością wjechał w wyrwę na ul. Włodarzewskiej, ale koło samochodu nie wytrzymało tej próby. ”Są miejsca, gdzie trzeba jeździć slalomem. Ostrzegamy się przed dziurami-niespodziankami, korzystając z wewnętrznej łączności” - dodaje kierowca korporacji taksówkowej Ele Taxi.
Jeśli w podobny sposób uszkodzimy samochód, nie wolno załamywać rąk, ale trzeba walczyć o swoje. Właściciel auta może dochodzić odszkodowania od zarządcy drogi. Musi przy tym udowodnić, że do zniszczenia doszło właśnie przez wpadnięcie w dziurę.
Dlatego warto zebrać wystarczająco mocne dowody - notatkę policji lub straży miejskiej wezwanej na miejsce zdarzenia, oświadczenia świadków, a jeżeli to możliwe,zdjęcia z miejsca zdarzenia ukazujące rozmiary powstałej szkody. W dobie telefonów komórkowych z aparatami fotograficznymi wykonanie zdjęcia nie powinno stanowić większego problemu.
Wniosek o odszkodowanie trzeba przekazać właściwemu zarządcy drogi. Jest nim, w zależności od kategorii drogi gmina, powiat, województwo lub Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. W przypadku dróg wewnętrznych należy zwrócić się np. do wspólnoty mieszkaniowej, spółdzielni, osoby lub firmy będącej właścicielem danego terenu.
Należy też dokładnie sprawdzić znaki drogowe przy ulicy. Jeśli do uszkodzenia auta w wyniku wjechania w dziurę doszło w miejscu, w którym o nierównościach informują tablice, to zarządca drogi, chcąc uniknąć wypłaty odszkodowania, może starać się udowodnić, że kierowca jechał zbyt szybko, co uniemożliwiło ominięcie dziury.