DZIENNIK dowiedział się, że zaginiony kuter nie należy do rybackiej spółdzielni. Jest własnością rodziny Neclów. Ten prywatny armator ma jeszcze cztery inne kutry.
Duńczycy poinformowali, że w rejon poszukiwań wysłali 10 morskich jednostek ratowniczych. Wysłali też nad Bałtyk helikoptery. Polacy nie pozostają bierni. "W rejonie Bornholmutrwają ćwiczenia polskiej marynarki wojennej. W powietrzu jest też nasz śmigłowiec. Na pierwszy sygnał Duńczyków ruszamy tymi jednostkami szukać kutra" - powiedział DZIENNIKOWI rzecznik lotnictwa marynarki wojennej, kapitan Czesław Cichy.
Z kolei Władysław Król z Morskiego Ratownicze Centrum Koordynacji w Gdyni powiedział, że w poszukiwaniach bierze udział sześć okrętów oraz trzy śmigłowce.
>>> Tragedia marynarzy na Bałtyku
Niestety, poszukiwania utrudnia silny wiatr, który na Bałtyku wieje z siłą 4-6 stopni w skali Beauforta.
Kuter Wła-127 wypłynął 27 kwietnia z Darłowa na łowisko koło Bornholmu. W czwartek 30 kwietnia o godz. 2.16 inny polski kuter rybacki nawiązał z WŁA-127 łączność radiową, potem ze statkiem nie było już kontaktu.
Kilkanaście godzin później Duńczycy znaleźli na morzu tratwę ratunkową z napisem WŁA-127. Wtedy rozpoczęli poszukiwania.
W czasie ostatniego kontaktu radiowego WŁA-127 znajdował się 10 mil morskich na południowy wschód od portu w Nexo. Tratwę znaleziono w odległości 2 mil morskich od pierwszej na południu wyspy Bornholm latarni morskiej.