Aby sprawdzić, czy tak rzeczywiście jest, przeprowadziliśmy eksperyment. Poprosiliśmy dwie tegoroczne maturzystki, by napisały wypracowania z języka polskiego do tematów, z którymi zmagali się ich koledzy z roczników 1985 i 1995. W tamtych czasach, aby zdać egzamin dojrzałości z polskiego, trzeba było napisać obszerne wypracowanie i wykazać się w nim sporą wiedzą na temat literatury i znajomością lektur. Dając to zadanie obecnym maturzystkom, nie chcieliśmy bynajmniej udowodnić, że są mniej inteligentne niż ich poprzednicy. Wiedzieliśmy zresztą, że obie są bardzo oczytane, a nauczyciele nazywają je wręcz szkolnymi erudytkami. W naszym eksperymencie chodziło jedynie o to, by pokazać, że wadliwy jest sposób przygotowania uczniów do egzaminu dojrzałości. Polega on głównie na mozolnym powtarzaniu schematów i uczeniu się słów kluczy, które są wysoko punktowane.

Reklama

Do takich samych wniosków doszły po pięciogodzinnym teście same maturzystki. Obie podkreślały, że największą trudność sprawiło im samodzielne myślenie i konieczność wykazania się znajomością wielu lektur. Nikt od nich tego nigdy wcześniej nie wymagał, bo na nowej maturze wystarczyło uważnie przeczytać podane fragmenty książek i wykonać polecenia.

Pisarz i polonista Jarosław Klejnocki, który oceniał ich prace, uważa, że doskonale ilustrują one zmiany, jakie zaszły w sposobie pisania matur przez ostatnie kilkanaście lat. Jego zdaniem pod względem językowym wypracowania ochotniczek pełne są usterek interpunkcyjnych i stylistycznych, dominują w nich dość proste konstrukcje zdaniowe, brakuje natomiast wyrafinowania. ”A przywoływanie kontekstów odbywa się na bardzo ogólnym, nawet nie podręcznikowym, ale raczej brykowym poziomie” - ocenił. Klejnocki stanowczo podkreślił jednak, że nie było w tym winy uczennic. ”Winny jest wyłącznie system edukacji, który rozlicza szkołę z tego, jakie wyniki osiągają na maturze jej uczniowie” - mówi.

Jak mówią inni nauczyciele i wykładowcy akademiccy, problemy polskiej szkoły są znacznie głębsze. Dobitnie pokazały to opublikowane w środę wyniki sprawdzianu szóstoklasistów. Polscy uczniowie zdobyli w nich średnio 22,6 pkt na 40 możliwych. To aż o 3 pkt gorzej niż rok temu. Okazało się, że szóstoklasiści nie radzą sobie z pisaniem, a także wykorzystywaniem wiedzy w praktyce. ”Polska szkoła nie jest w stanie nauczyć podstawowych umiejętności. To wina systemu edukacji, który jest jedną wielką hipokryzją. Odgórne założenie jest bowiem takie, że każdy powinien przejść wszystkie szczeble edukacji, a kto trafi do liceum, ma zdać maturę. Nawet ci, którzy nie są zdolni lub się nie uczą” - tłumaczy filozof i etyk prof. Jan Hartman.

Jego zdaniem, aby spełnić to założenie, celowo obniżane są wymagania na egzaminach kończących poszczególne etapy szkoły. ”Efektem takiej logiki jest upadek jakości kształcenia” mówi. Lada chwila jego słowa zweryfikują wyniki egzaminów gimnazjalnych, który w tym roku był podobno banalnie łatwy.